Kim są, skoro nie chodzą z nami?

Często stawiamy sobie takie pytanie w odniesieniu do ludzi, którzy wchodzą w rolę funkcyjnych w Kościele, a nie są do żadnej funkcji formalnie powołani, ani tym bardziej nie przynależą do Kościoła – przynajmniej zewnętrznie. Pytanie to nie jest nowe. Stawiali je uczniowie już w czasach Jezusa. Otóż przychodzą do Mistrza, by zabronił głosić tym, którzy nie chodzą z nimi. Można by żartobliwie powiedzieć, że jest to pierwsza reakcja nowej hierarchii kościelnej. Jeszcze dobrze nie ustanowiona a już czuje misję do zabraniania. Ale oczywiście chodzi o coś więcej. Uczniowie proszą, by Jezus zabronił obcym, ponieważ nie tylko nie chodzą z uczniami, ale jeszcze czynią cuda. Można by dopowiedzieć, a my trzymamy się razem, a cudów nie ma.

W zrozumieniu istoty problemu może nam pomóc rozróżnienie pomiędzy kapłaństwem a klerem. Kapłan jest ustanowiony do głoszenia i sprawowania sakramentów, czyli de facto czynienia cudów. Natomiast kler jest formą zarządzania daną społecznością. Najlepszy dowód, że w starym kodeksie prawa kanonicznego do kleru wchodziło się przez tzw. tonsurę, która nie była święceniami. Kapłanem jeszcze ktoś nie był, zaś klerem już tak. Jest to o tyle istotne, że również antyklerykalizm nabiera w tym wymiarze nowego znaczenia. Spór pomiędzy klerykalizmem a antyklerykalizmem nie jest w istocie sporem o wiarę, ale o sposób zarządzania daną społecznością, czy ma być klerykalna czy laicka. Można by powiedzieć obrazowo, że kler jest swoistym związkiem zawodowym duchownych, zaś antyklerykalizm formą zrzeszania się ateistów.

Czym zatem jest kapłaństwo i jak się ma do wspólnego chodzenia? Kapłaństwo jest zdolnością do głoszenia i czynienia cudów na mocy powołania. W historii ten los dzielili praktycznie wszyscy założyciele wspólnot. Najpierw nie chodzili razem – byli sami szukając albo wprost odchodzili od istniejącej już wspólnoty, by głosić w nowy sposób. Jednak takie niechodzenie razem w pewnym momencie musi być autoryzowane przez Kościół. Autoryzacją są cuda. One potwierdzają powołanie, czyli wezwanie do wpisania się w misję. Zaś misja jest odbiciem zamysłu Boga. Co jest zatem misją Kościoła? Być twarzą Boga. To dlatego Druga Osoba Trójcy Świętej miała twarz ludzką, by człowiek mógł zrozumieć sens posłania. Skoro zatem Bóg – Jezus Chrystus miał ludzką twarz, to czy ludzkiej twarzy nie powinien mieć powołany człowiek? Warto postawić sobie pytanie o przynależność, o prawo do głoszenia i o twarz, kogo ona naprawdę przypomina?