Jest już wieczór (to ważne).
W jednym z tygodników przeczytałem dzisiaj następujące zdanie: Spośród tradycyjnych sposobów odbioru kultury, czytanie jest jedynym, do którego człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie (Jacek Dukaj). Autor snuje swoje rozważania na temat przesunięcia akcentów z tekstu pisanego na tekst edytowany w edytorze tekstów, z pisania piórem na papierze do pisania na klawiaturze komputera, gdzie tekst ciągle jakby nie jest ostateczny.
Do czytania człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie, to prawda. Na pozór woli raczej słuchać, oglądać, mówić. Ale czy rzeczywiście? Czy woli mówić i słuchać? Zgodzę się z autorem tekstu w jednym: do czytania człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie, bo ze wszystkich sposobów komunikowania ono najmniej zagraża człowiekowi. I paradoksalnie, właśnie dlatego woli czytać. Bo czytając książkę, nawet jeśli niewiele rozumie, może udawać, że rozumie wszystko. Jeśli się nie zgadza, książkę można odłożyć, nie dokończyć czytania, zmienić, zastąpić.
Z żywym człowiekiem jest trudniej. Jeśli zrozumieliśmy go źle ma prawo skorygować nasze myślenie. Nawet brutalnie odstawiony może zapukać do drzwi i powiedzieć, że jego zdaniem sprawa wygląda inaczej. Żywy człowiek mobilizuje a jednocześnie odsłania prawdę o nas samych. Przed nim nie potrafimy się bronić jak przed książką.
Czytanie jest jedynym sposobem komunikowania, do którego człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie Dlaczego więc ucieka w książki? Ucieka, gdyż łatwiej mu wtedy, gdy nie jest przekonany do swoich poglądów, czytanie zaś daje niezbędny dystans i mniej zobowiązuje. Czyta, gdy musi coś napisać, do czegoś się odnieść. Wie jednak, że i ten kto pisał, podobnie jak on, też wolał skryć się za swoim tekstem, więc istnieje małe prawdopodobieństwo, że się z niego wyłoni, by zaatakować . Nie chodzi więc chyba o dylemat: papier czy edytor, pióro czy klawiatura komputera? Chodzi bardziej o wybór zaangażowania w komunikację: wirtualnie czy realnie?
Na klawiszach komputera, jak i piórem, można wystukać emocje, uczucia, czas spotkania, swoje przeżycia. To wszystko ma jednak sens, jeśli budzi w żywym czytelniku również emocje, uczucia, pragnienie spotkania, określone przeżycia. Jeśli jednak zarówno piszący jak i czytający dochodzą wyłącznie do tekstu, rodzi się pytanie: po co komu tekst, nieważne czy pisany piórem czy na komputerze. Ewolucja nie przystosowała nas do czytania, bo ze wszystkich sposobów komunikowania ono zagraża najmniej. Czytamy więc, pozornie rozwiązując własne problemy, a faktycznie czytamy, żeby mieć święty spokój. Żeby mieć pewność, że gdy obudzimy się rano bohaterów książki już nie będzie, będzie za to nasza dobrze nam znana rzeczywistość. Może nie najciekawsza, ale znowu przyjdzie wieczór i będzie można uciec w czytanie, do którego ewolucyjnie nie jesteśmy przystosowani. Ale powie ktoś, przecież są i odważniejsi – piszący. Różnica jednak między czytającym a piszącym jest taka jak różnica pomiędzy chorym na grypę pacjentem a chorym na grypę lekarzem.
Zamykam swój tekst, kładąc się spać. Bo chociaż pisanie i czytanie są wtórne w stosunku do rozmowy, i chociaż ewolucyjnie nie jesteśmy do nich przystosowani, mają jednak jeden zasadniczy plus – możemy w każdej chwili włożyć w usta bohatera słowa „Dobranoc Państwu”, możemy też dla pełności dopisać naszą odpowiedź „Dobranoc bohaterze”. I jakie to błogie uczucie mieć wrażenie, że wszyscy chcą iść spać.