Co roku w wakacje otrzymujemy propozycję powtórnej refleksji na temat Dobrego Pasterza i konsekwentnie – pasterzy jakich mamy. Pierwszy raz jesteśmy zapraszani do takiej refleksji po Wielkanocy, drugi raz w tzw. sezonie ogórkowym, gdzie czasem szuka się tematów zastępczych albo takich, które zawsze wzbudzą sensację. Spróbujmy jednak inaczej – spojrzeć na rolę pasterza, ale w kontekście dwóch rzeczywistości wyrażonych w następujących zestawieniach: pluralizm czy jedność, mur czy granica? Zrozumienie różnicy przyda się nie tylko w wierze i w Kościele.
Dobry Pasterz. Często irytuje mnie stwierdzenie dobry człowiek, wypowiadane bezmyślnie. Ktoś jest dobrym człowiekiem, innego uważamy za złego. Pomijam już fakt, że nie ma tylko dobrych i tylko złych ludzi. Jeśli jednak dla uproszczenia opisu rzeczywistości wprowadzam taki podział, rodzi się pytanie o kryteria. W moim przekonaniu są przynajmniej cztery kryteria powiedzenia o kimś: dobry pasterz. Pierwsze to fakt, że pasterz umie wskazać zdrowy pokarm. Potrafi dawać to co zdrowe, ale również nauczyć umiejętności rozpoznawania tego, co zdrowe. W tym kontekście pasterz może postawić sobie bardzo istotne pytanie: Czym karmi owce? Drugie kryterium to zdolność ostrzegania przed prawdziwym wrogiem. Kościół dlatego z natury jest znakiem pokoju, ponieważ widzi tylko jednego wroga człowieka – grzech. Pasterz potrafi pokazać cel, którym jest budowanie przymierza. Jest jeden cel i w istocie jeden grzech – niszczenie przymierza. Chodzi o przymierze z Bogiem i z człowiekiem. Są też możliwe do zaobserwowania zewnętrzne znaki złego prowadzenia: przestaje się widzieć prawdziwe zagrożenie „wilki owce”, a zaczyna napuszczać owce na owce i pasterzy na pasterzy.
Kolejne pytanie: pluralizm czy jedność? Jedność rzeczy pierwszorzędnych i pluralizm drugorzędnych. Jeśli unika się pierwszorzędnych, wtedy drugorzędne urastają do rangi najważniejszych. A czego unika wywrócona jedność? Unika studiowania Pisma Świętego, historii Kościoła, prawdziwego nauczania Kościoła na rzecz studiowania wszelkiej maści objawień i pseudo duchowości. Tymczasem duchowość jest jedna i ma dość jasny cel: wyrzec się złego (ducha), by przyjąć Ducha Świętego.
Mur czy granica? Bez wiary buduje się mur zamiast granic. Bez wiary nie wierzy się w nawrócenie innych, a powszechność Kościoła rozumie jako budowanie wspólnoty „sami swoi”. Kościół prawdziwy kreśli granice, a nie buduje murów. Każde zdrowe społeczeństwo potrzebuje granic, chociażby zdrowia i choroby. Czasem opowiadamy takie bajki społeczne, że nie ma norm, nie ma zdrowia publicznego. Szkoda, że zabrakło tych bohaterów w czasie pandemii, głoszących na przykład, że człowiek zarażony to tylko zdrowy inaczej. W rozmytej tolerancji pozbawionej odniesienia do rzeczywistości jest miejsce na wszelkie patologie pojęciowe. Wiara też jest rzeczywistością, a nie wykwitem chorych wyobrażeń niedouczonych pseudo wierzących.
Liturgia czy hipokryzja? Hipokritoi oznaczało pierwotnie aktora. Warto postawić sobie pytanie, czy do Kościoła przychodzimy grać rolę czy odnaleźć siebie? Może dlatego liturgia rozpoczyna się od zachęty „uznajmy nasze grzechy”, co może oznaczać w języku potocznym: zrzućmy maski, przestańmy grać, zacznijmy być sobą. Właśnie dlatego warto ocalić niedzielę jako miejsce odpoczynku. Odpoczynku, ponieważ nie musimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Jeśli jednak na niedzielnej liturgii nie zrzucimy masek i nie przestaniemy grać, wtedy do tygodniowego zmęczenia dorzucimy jeszcze zmęczenie świąteczne. Jeśli nie chcielibyśmy ocalić miejsca w którym nie musimy grać, wtedy zamiast pójść do kościoła lepiej umyć samochód albo podlać krzewy w ogrodzie. Będzie przynajmniej jakiś pożytek.