Równość może zakładać równość szans, równość wobec prawa, równość w godności. Co oznacza jednak to słowo, kiedy człowiek chce mieć nie tyle równe szanse, co „inne” szanse? Co wtedy, gdy nie chce równości wobec prawa, lecz szeroko pojętej „inności” wobec prawa? Czy oznacza to skargę na brak tolerancji w społeczeństwie, czy raczej objawia głęboki kryzys tożsamości, czy może wreszcie jest formą pewnych trendów współczesności?!
Inność nie dziwi i dziwić nie powinna. Każdy z nas chce przecież być innym, lepszym. Chrześcijaństwo inność wpisało w samo serce orędzia zbawczego. Być innym, to wyzwalać się ze słabości, grzeszności. Jednak dla chrześcijaństwa inność to przede wszystkim wzrost a nie uparte trwanie we „wczoraj”. Właściwie pojęta inność, jeśli nawet jest rozpatrywana w perspektywie skłonności homoseksualnych, nie może zakładać ani godzenia się na życie według skłonności, ani tym bardziej na determinizm – człowiek nie jest wypadkową skłonności. A nawet gdyby był, czy to oznacza, że w imię równości cały świat musi o tym usłyszeć? Czy prawo do bycia innym musi zakładać obowiązek słuchania o tym w każdym miejscu w imię równości? Ile w społeczeństwie jest takich osób, które głosu nie mają? W doktrynie praw człowieka podkreśla się wiele przejawów dyskryminacji, m.in. ze względu na: dziedzictwo genetyczne, niepełnosprawność i orientację seksualną. Czy chcemy z równą siłą bronić praw niepełnosprawnych?