Przebudzenie. W życiu człowieka bywają chwile, które go przerastają i przerażają. Kiedy nie umie sobie z nimi poradzić, próbuje je racjonalizować albo uciekać w przysłowiowy sen. Wierzy, że po przebudzeniu będzie inaczej, problemy odejdą, a świat nie będzie już tak przerażał. Podobnie niektórzy traktują wiarę. Kiedy coś ich przerasta i przeraża uciekają w wiarę. A właściwie nie tyle w wiarę, co w magię spokoju, który wiara ma sprawić. Ucieczka w sen nie rozwiązuje problemu, ale jest jakąś pierwotną intuicją mówiącą o tym jak sobie poradzić z tym, co jest zbyt trudne. W tym sensie wiara jest ucieczką w sen, ale sen sprowadzony przez Boga. Niedziela Przemienienia przywołuje sen Abrahama przed zawarciem przymierza, Adam zostaje wprowadzony w głęboki sen przed stworzeniem Ewy, uczniowie na górze przemienienia zmożeni snem przed tym, co za moment zobaczą. Wszystkie przywołane sytuacje kończą się jednak przebudzeniem. Ma ono na celu odcięcie się od przeszłości, nieuleganie wyobrażeniom o przyszłości. Przebudzić trzeba się tu i teraz.
Oswajania wiary ciąg dalszy. W ubiegłą niedzielę przywoływaliśmy obraz pokus. Rzeczywistości, która miałaby się wydarzyć prościej, łatwiej, za mniejszą cenę. I również w przebudzeniu wiary od razy chciałoby się ją oswoić, porównać do czegoś co się zna. Prosimy o znaki, które rozumiemy, a Bóg daje nam swojego Syna, Słowo, którego mamy słuchać. To ono ma wystarczyć, wcale nie po to, by oswoić wiarę w świecie, ale by dać moc uwierzenia, że niezależnie od zmienności świata Słowo będzie nas prowadzić. Ono daje kierunek życiu, wszakże pod jednym warunkiem, że nie pytamy Boga o kierunek raz w roku, w pozostałe dni idąc według własnych planów na życie.
Nasza ojczyzna jest w niebie. Brzmi prawie jak slogan, ale dla wiary to fundament. Wszelkie oswajanie wiary, czyli budowanie odpowiednika nieba na ziemi jest iluzją. Nie można dostrzegać podobieństwa tego co wieczne, w tym co przemijające. Może dlatego ta rzeczywistość musi zachwycać na chwilę, a potem na nowo niepokoić. Bo w tym oswajaniu wiary perspektywą tego, co się zna nie ma więcej nadziei niż na jeden dzień. To co daje świat jest jak manna na pustyni – nasyci na chwilę i trzeba iść dalej, i szukać dalej. Nasza ojczyzna jest w niebie. Nawet w tak szczególnym miejscu na ziemi jakim jest kościół, mamy prawo czuć się dobrze, ale tylko na chwilę. Kościół jest stacją nadziei w drodze do nieba. To właśnie dlatego wszystko w naszej codzienności jest piękne i nietrwałe, zachwyca i nie nasyca, daje pragnienie i odsyła do zaspokojenia gdzie indziej. Właśnie dlatego potrzebujemy wiary, która przemienia: nasz lęk w zaufanie i pokój, a nasze przywiązanie do ziemi w tymczasowość i otwarcie na nowe.