Konstytucja UE

Wreszcie mamy konstytucję. Wydawać by się mogło, że nierealne stało się faktem. Czy rzeczywiście jest się czym cieszyć? Większość obywateli Polski – dodajmy nie Unii, gdyż obywatelstwo unijne jest bardzo dyskusyjnym terminem – nie rozumie systemu głosowań, nie do końca też wie, czy to dobre czy złe rozwiązanie. Rozumie natomiast znacznie lepiej problematykę dziedzictwa i chrześcijańskich korzeni Europy (o problemie rozumienia dziedzictwa pisałem w artykule Deklaracja moralności europejskiej…, zob. Wybór publikacji na stronie).

Czy to dobrze czy źle, że problematyka wartości i dziedzictwa nie znalazła swojego miejsca w preambule tak ważnego aktu? Dobrze, ponieważ nie wprowadza się swoistej schizofrenii pojęciowej, jakiej przykład można było znaleźć w holenderskiej ustawie o eutanazji (My Beatrix, z woli Bożej królowa Niderlandów… – z preambuły ustawy). Źle, ponieważ preambuła nie może wyrażać wyłącznie pewnych trendów. Gdyby bowiem iść tym tokiem myślenia, to w przyszłości dla członkostwa Turcji należałoby zapomnieć o Konwencjach, do których obecna konstytucja się odwołuje.

Czym zatem jest nowa konstytucja UE? Dokumentem, który ma łączyć w imię pamięci, czy dzielić w imię zapomnienia? Ile jeszcze trzeba będzie wymazać z pamięci, by zachować jedność i czy taka jedność oparta na standardach minimalnych będzie miała jeszcze jakikolwiek sens?

Parada równości

Równość może zakładać równość szans, równość wobec prawa, równość w godności. Co oznacza jednak to słowo, kiedy człowiek chce mieć nie tyle równe szanse, co „inne” szanse? Co wtedy, gdy nie chce równości wobec prawa, lecz szeroko pojętej „inności” wobec prawa? Czy oznacza to skargę na brak tolerancji w społeczeństwie, czy raczej objawia głęboki kryzys tożsamości, czy może wreszcie jest formą pewnych trendów współczesności?!

Inność nie dziwi i dziwić nie powinna. Każdy z nas chce przecież być innym, lepszym. Chrześcijaństwo inność wpisało w samo serce orędzia zbawczego. Być innym, to wyzwalać się ze słabości, grzeszności. Jednak dla chrześcijaństwa inność to przede wszystkim wzrost a nie uparte trwanie we „wczoraj”. Właściwie pojęta inność, jeśli nawet jest rozpatrywana w perspektywie skłonności homoseksualnych, nie może zakładać ani godzenia się na życie według skłonności, ani tym bardziej na determinizm – człowiek nie jest wypadkową skłonności. A nawet gdyby był, czy to oznacza, że w imię równości cały świat musi o tym usłyszeć? Czy prawo do bycia innym musi zakładać obowiązek słuchania o tym w każdym miejscu w imię równości? Ile w społeczeństwie jest takich osób, które głosu nie mają? W doktrynie praw człowieka podkreśla się wiele przejawów dyskryminacji, m.in. ze względu na: dziedzictwo genetyczne, niepełnosprawność i orientację seksualną. Czy chcemy z równą siłą bronić praw niepełnosprawnych?