Wolność jest ulubionym tematem współczesności. Najczęściej pokazuje się ją jako formę przeżywania własnej osoby, z jedynym zastrzeżeniem, iż nie można być wolnym w pełni, gdyż na horyzoncie pojawia się zawsze drugi człowiek, który staje się granicą naszej wolności. Takie rozumienie wolności rodzi jednak prostą konsekwencję: unikanie i omijanie drugiego w imię własnej wolności.
W taki oto sposób człowiek zaczyna budować swoją wolność omijania i unikania człowieka. Kontakt z drugim zamienił na komunikację wirtualną i różnego rodzaju czaty, coraz częściej mówi też o nowych formach życia społecznego jak e-konta, cyberpolityka. Dopiero przy okazji dyskusji nad pozornie przypadkowymi sprawami jak prywatność poczty elektronicznej zauważa, że sam brak kontaktu z drugim nie zabezpiecza jeszcze własnej wolności.
Współczesność jest dobrym przykładem usprawiedliwionego zniewolenia. Człowiek ma się bać, niezbyt mocno i nie za słabo. Ma to być lęk kontrolowany, oczywiście nie przez samego zainteresowanego. A kiedy człowiek zaczyna zauważać zniewolenie, wtedy daje mu się większą dawkę poczucia zagrożenia, by w wyniku prostej kalkulacji stwierdził, że zniewolenie się opłaca. Czego więc potrzebuje dzisiaj wolność? Ma już prawa, ma argumenty, ma też aparat administracji i siłę militarną. Ma już dzisiaj wszystko, właściwie brakuje jej tylko jednego – prawdziwego dialogu o wyzwoleniu, i to nie od… terroryzmu, ksenofobii, lecz dialogu o wyzwoleniu do... Zostaje tylko jeden problem – wyzwolenie do zmusza do pójścia nieco dalej niż strach i rodzone na jego fundamencie wolnościowe urojenia niektórych wielkich tego świata. A to jest już materiał na oddzielną refleksję.