Małżeństwo czy rodzina?

W ostatnich dniach wiele dyskutuje się na temat przyszłości rodziny. Dyskusji tej towarzyszy powoływanie się na ewolucję nie tylko obyczajowości, ale również świadomości praw człowieka. Ukazuje się możliwość pluralizmu modeli rodziny, w którym dopuszcza się: tradycyjny – matka, ojciec i dziecko, jednopłciowy – kobiety lub mężczyźni oraz dziecko, wreszcie model, który można by nazwać płodnym singlem – kobieta samotnie wychowująca dziecko. Przywołuje się przy tym coraz większą świadomość społeczeństwa w kwestii praw człowieka i budowania nowoczesnych struktur życia społecznego.

 

                Rodzą się jednak dwie wątpliwości. Po pierwsze, o czyje prawa chodzi – osoby dorosłej czy dziecka, i któremu z praw należałoby przyznać priorytet, jeśli te dwa rodzaje praw są w konflikcie? Podstawowy błąd zdaje się polegać na tym, że rozważa się te dwie grupy praw rozłącznie, a przecież w odniesieniu do rodziny rozdzielić ich nie można. Nawet bowiem z punktu widzenia psychologii do pełnego rozwoju dziecka potrzeba zarówno wpływu ojca jak też matki. O czyje więc prawa chodzi w pierwszym rzędzie?

 

                Drugie pytanie dotyczy fundamentu praw. Chodzi w nim o to czy związek mężczyzny i kobiety oraz rodzina zbudowana na takim związku wynikają tylko z prawa stanowionego czy też mają podbudowę w prawie naturalnym? W konsekwencji chodzi więc o to, czy podważa się jeden z modeli historycznych małżeństwa i rodziny, czy też podważa się samą koncepcję natury człowieka? Obok tych pytań nie można przejść obojętnie.

Walesa czy Wałęsa?

Co brzmi lepiej? Jeszcze do niedawna każdy myślący człowiek wiedział, że problem nie w tym, co brzmi lepiej, ale co jest lepsze i prawdziwsze. Okazuje się jednak, że w historię Polski można się wpisać tylko przez historię Europy, a najlepiej świata. Nie lubimy sobie zadawać trudu oceniania, a w konsekwencji doceniania człowieka. Nam wystarcza rola goszczących bohatera. Czy jednak w czasie, kiedy nie ma już okupacji i zaborów, ma jeszcze sens taka właśnie forma drogi do historycznego uznania? Dowód na prawdziwość tej tezy dano całkiem niedawno nazywając port lotniczy w Gdańsku imieniem bohatera, który – z takim nazwiskiem – nie istnieje.

Zatem Walesa czy Wałęsa? Pozornie może to wyglądać na dyskusję bezprzedmiotową. Czy aby na pewno? Nie chodzi przecież tylko o jednego bohatera, chodzi o przyszłość naszej historii. Alternatywa, jaką nam zaproponowano może znaleźć dalsze przełożenie: prawda czy komunikatywność, autentyzm czy medialność, zło czy dobro inaczej? Cóż to ma za znaczenie, zwłaszcza jeśli w obcym języku brzmi całkiem nieźle.

Może to jednak komuś przeszkadza, bo przecież komunikacja musi się dokonywać w jakimś języku. Może więc język skostniałych prawd i zasad jest mniej kosztowny niż nowomowa rzeczpospolitej kolesiów? A jeśli już na poziomie ekonomii wychodzi na to, że warto, to może tym bardziej należałoby tworzyć historię prawdziwych zwycięstw i bohaterów, a nie okresowo podmienianych autorytetów?

 

Konstytucja UE

Wreszcie mamy konstytucję. Wydawać by się mogło, że nierealne stało się faktem. Czy rzeczywiście jest się czym cieszyć? Większość obywateli Polski – dodajmy nie Unii, gdyż obywatelstwo unijne jest bardzo dyskusyjnym terminem – nie rozumie systemu głosowań, nie do końca też wie, czy to dobre czy złe rozwiązanie. Rozumie natomiast znacznie lepiej problematykę dziedzictwa i chrześcijańskich korzeni Europy (o problemie rozumienia dziedzictwa pisałem w artykule Deklaracja moralności europejskiej…, zob. Wybór publikacji na stronie).

Czy to dobrze czy źle, że problematyka wartości i dziedzictwa nie znalazła swojego miejsca w preambule tak ważnego aktu? Dobrze, ponieważ nie wprowadza się swoistej schizofrenii pojęciowej, jakiej przykład można było znaleźć w holenderskiej ustawie o eutanazji (My Beatrix, z woli Bożej królowa Niderlandów… – z preambuły ustawy). Źle, ponieważ preambuła nie może wyrażać wyłącznie pewnych trendów. Gdyby bowiem iść tym tokiem myślenia, to w przyszłości dla członkostwa Turcji należałoby zapomnieć o Konwencjach, do których obecna konstytucja się odwołuje.

Czym zatem jest nowa konstytucja UE? Dokumentem, który ma łączyć w imię pamięci, czy dzielić w imię zapomnienia? Ile jeszcze trzeba będzie wymazać z pamięci, by zachować jedność i czy taka jedność oparta na standardach minimalnych będzie miała jeszcze jakikolwiek sens?