Prawda i kłamstwo

Prawda jest czymś tak fantastycznym choćby dlatego, że nie można jej posiąść, zawłaszczyć. Jest jedna i musi wystarczyć wszystkim. Jest tak bogata, że pojedynczy człowiek nie zgłębi jej nigdy w całości. Ma też jedną cechę niepodważalną – odnosi się tylko do tego co JEST.

Zupełnie inaczej niż kłamstwo. Ono samo w sobie nie pociąga, więc musi robić wszystko, żeby pociągać. Można je posiąść, bo nie istnieje w sobie, kłamstwo tworzy człowiek. Nie jest jedno i nie wystarcza. Rozbudza apetyt, ale nie syci. Dlatego ciągle trzeba je produkować. Łatwo je odkryć, dlatego ma wiele twarzy. I – co najważniejsze – to o czym opowiada NIE ISTNIEJE.

Kiedy poznaje się prawdę, w każdej chwili można w tym poznaniu odpocząć. Prawda bowiem wskazuje na to, co jest. To zaś co jest nie zależy w istnieniu od mojego poznania. Natomiast kłamstwo zasypia i budzi się wraz z człowiekiem. Kiedy człowiek śpi, kłamstwo traci byt. Może dlatego, kiedy człowiek kłamie boi się zasnąć, bo gdy zaśnie może obudzić się W PRAWDZIE.

Wielki Post?

Niepostrzeżenie mija karnawał. Pozornie oznacza to, że nie jesteśmy tak bardzo zabawowi jak kiedyś. To jednak pozory. Dawna bowiem wojna postu z karnawałem pokazywała, że i jedno i drugie przeżywało się całym sobą. Dzisiaj wojna się skończyła, gdyż post od karnawału niewiele się różni. Niektórzy jutro będą kompletnie zaskoczeni pytaniem o to, czy posypali głowy popiołem.

Oczywiście nie ma większego sensu nakręcanie się na post. Niemniej pewne momenty w życiu pomagają człowiekowi przeżyć coś głębiej, intensywniej. Może więc warto znaleźć choć trochę czasu dla siebie.

Proponuję, byśmy w tym roku popracowali nad uczciwością. Niby wszyscy jesteśmy uczciwi, bo przecież raczej nie zabijamy, nie kradniemy. Ale czy jesteśmy uczciwi sami przed sobą i przed Bogiem? Czy za naszym duchem idzie nasze ciało? Co zostało z naszych obietnic dawanych Bogu, człowiekowi, sobie?

Popracujmy więc nad uczciwością, powalczmy z pustosłowiem, z płytkością naszego życia. Popracujmy… uczciwie!

Lubimy mówić: Panie, Panie…

Pobieżna ocena katolicyzmu w Polsce jeszcze długo będzie wypadać pozytywnie. Im mniej bowiem słuchamy, tym chętniej mówimy Panie, Panie. Spróbujmy jednak usystematyzować naszą refleksję.

Ewangelia uczy nas, że nie wystarczy słuchać, trzeba wypełniać. Życie z kolei uczy, że trzeba mówić i być odpowiedzialnym. Mamy zatem dwie pary pojęć: słuchać – wypełniać oraz mówić – być odpowiedzialnym. Problem pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy wspomniane słowa łączyć w innych konfiguracjach: słuchać – mówić oraz wypełniać – być odpowiedzialnym.

Pierwsze niebezpieczeństwo: słuchać – mówić. Przypomina to trochę nasze zaangażowanie polityczne, gdyż ani to czego słuchamy, ani to co mówimy nie ma większego wpływu na nasze życie. Po prostu słuchamy nie słuchając, mówimy nie angażując się.

Jest i drugie niebezpieczeństwo: wypełniać – być odpowiedzialnym. Wypełniać nie słuchając. Mam znajomego, który jest w stanie w każdej chwili zrobić dla człowieka wszystko. Może wyręczyć w zakupach, w załatwieniu różnych spraw. Problem polega na tym, że i tak człowiek musi to potem zrobić sam. Bo załatwi, tylko nie to o co się prosiło. Kupi, ale nie to i nie tyle czego się potrzebowało. Powód? Nie słuchał, a właściwie słuchał siebie.

Można też być odpowiedzialnym, tylko że odpowiedzialność łączy się jakoś z naszą postawą kontrolowania. Mówi się przecież, że nie mogę być odpowiedzialny za coś na co nie mam wpływu.

A Bóg? Nie da się wypełniać nie słuchając, nie da się być odpowiedzialnym nie odpowiadając. A nie odpowiada się wtedy, kiedy nie usłyszy się pytania.

Słuchać to przyjąć. Przyjąć prośbę, życzenie a w nich osobę, która prosi. Tylko wtedy wypełniając mogę zrobić coś nie dla siebie, ale dla tej osoby. Inaczej Panie, Panie przypomina bardziej nasze staropolskie „Panie kochany”, tylko, że wtedy i „Panie” i „kochany” niewiele znaczy.

Verified by ExactMetrics