Kiedy padają takie słowa jak misja czy nauczanie, wtedy od razu przychodzi nam do głowy obowiązek mówienia i przekonywania. Niestety jest to najgorsza opcja, gdyby przyjąć ją w dialogu. Dialog odbywa się zawsze w jakimś celu, w imię czegoś, dla czyjegoś dobra. Jest to „roz-mowa”, bo bez niej nie ma „mowy” o dialogu. Ale dialogu do konwersacji sprowadzić nie można.
To właśnie dlatego dialog potrzebuje czasu. Nie tylko po to, żeby coś powiedzieć, ale przede wszystkim po to, aby coś usłyszeć. Dialog potrzebuje również czasu, aby człowiek odpowiedział sobie na pytanie, czy w ogóle wchodzi w dialog po to, żeby kogokolwiek usłyszeć. Zbyt często dialog rozumie się jako kolejny obszar „promocji własnych myśli”. Nie rozumie się jego sensu, a podejmuje się go wyłącznie w imię skuteczności. To właśnie w imię tej skuteczności dialog staje się elementem dyktatu. W takim przypadku dialog służy wyłącznie załatwianiu własnych spraw, nierzadko spraw trudnych, których nie umiemy zapomnieć, przebaczyć. Wtedy staje się on „dialogiem odwetu”.
W rozmowie z Bogiem uczymy się rozmowy z człowiekiem i odwrotnie. To dlatego tak ważna jest w niej pokora, bez której nie odkryjemy nic poza własnymi pragnieniami, emocjami. Dajmy sobie czas, by mądrze „przekonywać” Boga, by w otwartości wychodzić do człowieka. Dialog – jak ziarno – potrzebuje czasu. I źle się dzieje, jeśli rozpoczynamy od żniw.