Oczyścić wiarę. W życiu mamy odejścia, które smucą, które cieszą, które uczą. Nie każdego odejścia oczekujemy z radością, ale bez niektórych odejść nie zrozumielibyśmy sensu tego co wcześniej. Nie można zrozumieć sensu krzyża bez śmierci. Nie można zrozumieć zmartwychwstania bez wcześniejszych zapowiedzi. Nie można czekać na powtórne przyjście nie pozwalając Jezusowi wstąpić do nieba. To odejście napawa lękiem, ale jest oczyszczające. Oczyszcza wiarę z ziemi, czasem z błota ludzkich spraw.
Żeby zrozumieć, trzeba znać klucz. Często próbujemy zrozumieć Boga zamykając Go w wymiarze, który jesteśmy w stanie pojąć. Nasz Bóg istnieje od narodzenia do śmierci. Pierwsze cieszy, drugie smuci. Ale kiedy przychodzi Pascha, nie czekamy na nią jak na nowe otwarcie wiary, ale jak na niezbędny etap, by znowu w grudniu mogło być Boże Narodzenie. Potem znowu Wielki Post, Wielkanoc, Wniebowstąpienie i kilka miesięcy oczekiwania, by było Boże Narodzenie. Żyjemy jak człowiek, który nie ma sensu w życiu – od wakacji do wakacji. Natomiast wiara daje sens codzienności, ale oczyszczonej z ziemskich oczekiwań. Im wiara nie jest potrzebna, czasem wręcz przeszkadza. Kluczem jest wyprowadzenie Boga poza wąsko rozumianą historię świąt kościelnych na ziemi.
Prosicie, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie. Aby zrozumieć to, co do tej chwili napisałem musimy wrócić do modlitwy Ojcze nasz. Zrozumieć, że ona jest odmawiana na ziemi, ale nie jest o ziemi. Zwracamy się do Ojca, który jest w niebie. Przywołujemy królestwo, które nie jest z tego świata. Otwieramy się na wolę Boga, która przychodzi z nieba, prosimy o chleb, ale nie codzienny, tylko na codzienność, prosimy o odpuszczenie win, nie o warsztaty z przebaczania, prosimy o oddalenie pokus, czyli zdolność przekraczania tego, co ludzkie i wreszcie prosimy o zbawienie od złego, ale nie tego na ziemi.
Wiara nie rodzi się z ziemi. Mieliśmy Francję, najstarszą córę Kościoła, Polskę, w której wiarę wyssało się z mlekiem matki, a jednak wiara nie rodzi się z ziemi. Tylko na ziemi mamy być świadkami. Ale czego? Przed przyjściem Chrystusa byli też ludzie dobrzy na ziemi. Po Jego przyjściu złych też nie brakuje. Po co więc przyszedł na ziemię? Nie po to, byśmy po Wniebowstąpieniu tęsknili, ale byśmy nauczyli się z tego potrzeby oczyszczania wiary. Czasem z ziemi, a czasem wręcz z błota ludzkich spraw. Wierzymy nie po to, żeby zanieść ziemię do nieba, ale żeby choć kawałek nieba już teraz zstąpił na ziemię, jak kiedyś manna, jak w czasie Kościoła Eucharystia, jak łaska na spragnioną ziemię, czyli na życie czekające na wypełnienie sensem spraw, które nie rodzą się z ziemi.