(felieton religijny)
Można przeczytać ten opis w bardzo różnej scenerii, ale najwymowniej wybrzmiewa czytany podczas Eucharystii. Nie musimy sobie wyobrażać, nie musimy budować w myślach scenerii. Po prostu tam jesteśmy. Siedzimy razem z Jezusem. Jest wśród nas Judasz, który chociaż z nami się modli, ma już inne plany. Już nie nazywa Jezusa Panem, tylko Rabbi – nauczycielem. Bo Panu trzeba się podporządkować, a nauczyciela można grzecznie wysłuchać i myśleć swoje. Między nami jest Piotr – dumny i uparty, ciągle myślący, że jest silniejszy niż w rzeczywistości, że jest lepszy niż inni. Jego wiara opiera się na nieustannym porównywaniu z innymi, by zawsze wypaść lepiej. Eucharystia jest więc miejscem potencjalnej świętości i potencjalnej zdrady. Jest na niej miejsce dla wszystkich i to każdy z nas wybiera dalszą drogę.
Nadchodzi moment kulminacyjny: Bierz i jedz! Wydawałoby się, że nikogo nie trzeba zachęcać, bo przecież wszyscy jesteśmy głodni: miłości, uczucia, bliskości. Tylko, że moje plany na wykorzystanie tego chleba i plany Jezusa się różnią. Czasem tak bardzo, że siedzę przy stole głodny. I znowu pojawia się zapowiedź zdrady: Jeden z was! Ojcowie Kościoła mówią, że Jezus odpowiedział Judaszowi tak, że tylko on usłyszał. Jezus mnie nie ośmiesza, nie demaskuje, daje szansę do końca. W Eucharystii każdy z nas słyszy odpowiedź Jezusa w sumieniu. Chociaż inni tego nie wiedzą, każdy z nas wie z czym i po co przyszedł.
Na koniec śmierć Jezusa. Dla jednych potwierdzenie zawiedzionych nadziei, dla innych usprawiedliwienie zdrady, dla jeszcze innych impuls do wyszydzenia całej dotychczasowej drogi z Jezusem. Tylko dla niektórych pamięć, że tak musiało się stać, by wypełniły się Pisma. Jeszcze kilka dni i zatriumfuje Zmartwychwstały.