Dokąd uciec przed sobą?

Otrzymałem niedawno list mówiący o tym, że ktoś planuje zmienić swoje życiowe powołanie, gdyż… No właśnie. Chyba zabrakło owego „gdyż”. Właściwie ono było, ale nie pełniło roli usprawiedliwienia, lecz bardziej coś, co kazało myśleć, że to „gdyż” jest po to, iż nie ma usprawiedliwienia dla owego „gdyż”. Przywołany problem nie jest zapewne ani marginalny, ani jednostkowy. Każdy z nas w mniejszym czy większym stopniu zdradził: kogoś, siebie, ideały…

                Wśród moralnych mechanizmów obronnych jest mechanizm ucieczki. Dopowiedziałbym, ucieczki w stronę zagrożenia. Oczywiście nazywa się to inaczej: stawieniem czoła problemom, spojrzeniem prosto w oczy, próbą bycia autentycznym. Faktycznie człowiek jednak ucieka, a chęć szukania problemu pokazuje, że ucieka od siebie. A owo „ja”, co pewien czas dogania i wtedy człowiek musi znowu zmieniać powołanie, stawić czoła problemom, spojrzeć prosto w oczy… dalsza część refrenu też się powtarza.

                Dokąd czy lepiej dopokąd uciekać przed sobą? A może trzeba stawić czoła sobie, spojrzeć sobie prosto w oczy i powiedzieć o swojej nijakości. Nie po to, by siebie potępić, ale po to, by przestać uciekać. Po pierwsze dlatego, że przed sobą człowiek nie ucieknie. A po wtóre, uciekając zaprasza innych do ucieczki. Czasem też może zatrzeć granicę, gdzie chce ich dla nich, a gdzie dla siebie. Bo przecież nie jest dobrze, żeby człowiek był sam… Nawet, kiedy ucieka.

Interpretować, interpretować…

Dla większości myślących ludzi nie ulega wątpliwości, że działanie moralne człowieka musi mieć jakieś trwałe podstawy. W przeciwnym razie należałoby zrezygnować z idei Sądu Ostatecznego, gdyż byłby on przejawem najbardziej komicznej z dotychczasowych komisji śledczych. Czy jednak za obiektywizmem Sądu Ostatecznego nie stoi subiektywizm Boga? Oczywiście, że tak. A jako w niebie, tak i na ziemi.

                Max Weber pisząc nieco inaczej o tym samym, ukuł pojęcie „teodycei klasy uprzywilejowanej”. Bo gdyby rzeczywiście ukazać moralność jako schemat: norma – wartość – autorytet”, rodzi się od razu pytanie o to, kto ma autorytet. I odpowiedź rysuje się prosta: ten, kto ma władzę, wpływy, oddziaływanie…

                Trzeba dziękować Opatrzności za obiektywizm natury ludzkiej i wpisanych w nią praw. Naturę trzeba jednak interpretować. A w tej interpretacji tak trudno zapomnieć o sobie. Pozostaje więc interpretować, podlegać interpretacji, wpływać na interpretację, być interpretatorem, być Wielkim Interpretatorem. Wreszcie żyć owocami interpretacji. No właśnie, jeszcze nimi żyć…

Żyj kolorowo

Wakacyjny nastrój udziela mi się coraz częściej. Dzisiaj przyszły mi na pamięć słowa innej piosenki: żyj kolorowo. Współgra to z leżącą na moim biurku „Polityką”, szczególnie z artykułem Jacka Żakowskiego Jak zrobić dzieci? Wczoraj rozmawiałem z jedną bardzo szacowną Francuzką. Rozmawialiśmy o wolności, tolerancji, potem o wizycie papieża w Lourdes. I właśnie w kontekście wizyty papieża moja rozmówczyni stwierdziła, że do Lourdes pojadą tylko dewotki, Portugalczycy i „kolorowi”, jeśli mają pieniądze. „Kolorowi”. To słowo nie jest słyszalne na salonach, natomiast jest wszechobecne przy okazji wyrażania niechęci do tego, przed czym Francuzi przez lata uciekali. A uciekali również przed dziećmi.

                Owi „kolorowi” przypominają o bardzo fundamentalnych, ludzkich sprawach. Przypominają, że wiara ma sens, że można zachwycić się deszczem, że można urządzić świetną zabawę praktycznie bez pieniędzy, i że można mieć dzieci… Ile? W miłości kalkulacja towarzyszy życiu, nie zaś je organizuje. I może właśnie dlatego „kolorowi” są chodzącym wyrzutem sumienia dla tych, którzy zmarnowali sobie życie a teraz czekają, żeby piesek czy kotek okazał się bardziej wdzięczny. Zwierzęta niestety też potrafią się mścić za pozbawianie ich dzieci.

                Tak czy inaczej, przeżywa się świat par sterylnych, pewnie niedługo przeżyje się świat singli, chociaż jeszcze za wcześnie na owoce takiego stylu życia. I może wtedy zaczniemy uczyć się od „kolorowych” jak powinien żyć „biały człowiek”. Może też wtedy zrozumiemy, że żyć kolorowo nie musi kojarzyć się ze stopą życiową, wygodą, komfortem, a może kojarzyć się po prostu z życiem.