Każdy, kto studiował filozofię wie, co to jest napój zapomnienia i w jakich sytuacjach go stosowano. Dzisiaj problem polega na tym, że napoju zapomnienia nie przygotowują filozofowie, ale politycy. Jest to napój przygotowywany naprędce, nie testowany i z konsekwencjami nie do przewidzenia. W podobnym duchu serwuje się nam napój obowiązkowego przypominania. W jednym i w drugim wypadku ma się wrażenie jak gdyby był to napój finansowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a więc z tanich środków, na jeszcze gorszych recepturach, doprawiany ślepą wiarą w to, że będzie skuteczny.
Człowiek zaś ma jedno życie i dlatego powinien się bronić przed jednym i drugim. Dlatego być może już czas, by przygotować napój na teraźniejszość, orzeźwiający i jednocześnie studzący niektóre umysły, przyjrzeć się recepturom, tym, którzy je robią i proponują do picia innym. Bo człowiekiem manipulować nie można. Piszę o tym, będąc na świeżo po podrzuconej lekturze „Listy Wildsteina”. Nie znalazłem tam siebie. Nie szukałem znajomych, bo im ufam, nie szukałem też obecnych moich wrogów, bo ich znam. Zacząłem szukać tych, o których nawet dziecko – jeśli tylko wychowane w polskiej rodzinie – wie, że byli oprawcami. Tych nazwisk jednak nie znalazłem. One zostały na chwilę „odtajnione” kilka lat temu w jednej z podwarszawskich miejscowości, a potem przeszły w niebyt wraz z dymem z ognia pożerającego kawałek prawdziwej polskiej historii.
Kiedy w Kościele odchodzono od publicznego wyznania grzechów, jednym z argumentów było to, że obok miejsca wyznania stali ci, którzy żałować nie chcieli, tylko czekali na sensację, by wyznających pogrążyć. Kościół nauczony doświadczeniem do lustrowania sumień wybrał tych, których związał ścisłą tajemnicą. Jest ona obarczona wielką odpowiedzialnością. Z jednej strony grzechów nie można odtajnić, z drugiej zaś nie można rozgrzeszyć, jeśli się stały a zabrakło skruchy i żalu. Może by więc w imię odtajnienia ujawniać wszystkie grzechy wszystkich ludzi? Kościół uczy, że każdy z nich ma wspólnotowy wymiar, rani i dotyka wszystkich.
A jednak Kościół trwa przy tajemnicy. Ma ona wysoką cenę, a nie jest nią zapomnienie. Nie jest też piętnowanie. Ceną jest prawda. To z niej można sporządzić napój na teraźniejszość i przyszłość. Napój ten jednak leczy a nie odurza. Nie odurza zemstą, niechęcią, wybiórczością. Karmi i umacnia prawdą, która obowiązuje semper et pro semper. Może więc czas nie na przypominanie czy zapominanie, lecz na prawdę. Prawdę, do której wszyscy dorastamy, a czasem trzeba wręcz stwierdzić, że ciągle tylko wobec niej raczkujemy. Oby tylko ci, którzy raczkują nie poczuli się w obowiązku przyrządzania z niej napoju, bo można stracić coś nieodwracalnie – szansę na życie w prawdzie. Może więc znajdą się pieniądze na uczciwą spowiedź a nie współczesną odmianę igrzysk, gdzie rzucając ochłapy zadowoli się plebs. Bo Polska nie tylko z plebsu się składa.