Każdy z nas słyszał już wielokrotnie w życiu wezwanie do zmiany. W języku religijnym mówimy o nawrócenia, ale ostatecznie chodzi o to, że przychodzi taki moment, w którym pytamy samych siebie o sprawy najważniejsze. Jednym z istotnych elementów w tym procesie jest czas.
Wspólnym mianownikiem dla takiej zmiany, niezależnie od poglądów i światopoglądów, może być zdanie: czas jest krótki. Rodzi to kilka konsekwencji praktycznych. Skoro czas jest krótki, to można położyć akcent właśnie na tę krótkość, albo na to, że mamy wiele do zrobienia a czasu jest mało. Krótkość paraliżuje, natomiast uchwycenie zasadniczego celu sprawia, że ta krótkość wzywa człowieka do porzucenia bezczynności. „Czas jest krótki” oznacza, że jest go naprawdę niewiele na sprawy ważne.
Takie podejście do czasu uczy dystansu. Dystansu do celów „obok” drogi. Cele mogą być różne: studia, małżeństwo, praca. Ale one wszystkie są jakby „obok”, ponieważ nikt z nas nie sprowadzi całego życia wyłącznie do nich. One służą czemuś, wpisują się w drogę „ku”.
Krótkość czasu jest też wyzwaniem do odkrycia prawdziwej wolności. Wiele jest rzeczy, które nas zniewalają. Sprawy do załatwienia „na wczoraj”, rzeczy, których nie można przełożyć, a nawet newsy, których nie można nie odczytać. Tak dzieje się jednak, kiedy człowiek zatraci dystans do prawdziwego celu.
Taka refleksja przypomina ciągłe zaczynanie od nowa. Stawianie tych samych pytań, ustawianie nowej hierarchii celów. Ale czy zaczynanie od nowa musi być zawsze zaczynaniem od zera? Jeśli tylko człowiek próbuje żyć sensownie, wtedy powrót do pytania o cele jest zawsze pytaniem z perspektywy dystansu drogi już przebytej. A doświadczenie nie błądzi nigdy. Błądzą tylko nasze oceny. I dlatego warto doświadczyć dystansu do celów obok drogi, które czasem sprawiają wrażenie jedynych. A czy nazwiemy to zatrzymaniem, by pomyśleć, nabraniem dystansu, odpuszczeniem sobie czy nawróceniem, jest to już naprawdę wtórne.