Nikt nie ma interesu w przebaczaniu

Każdy, kto próbował napisać coś w swoim życiu wie, że łatwiej pisać przyczynki, artykuły, krótkie formy niż monografie. Dlatego od pewnego czasu staram się trzymać w ryzach – i przynajmniej na poziomie krótkiego tekstu – oscylować wokół jednego tematu. Dzisiaj o przebaczeniu, a właściwie o tym, że nikt nie ma interesu w przebaczaniu.

Najpierw dotknijmy samej istoty przebaczenia. W perspektywie wiary najbliższym obszarem słowa „przebaczyć” nie jest – wbrew pozorom – krzywda doznana czy uczyniona, ale modlitwa. Coraz mniej czasu na nią mamy, a nawet, gdy już czas znajdziemy, nie mamy siły myśleć o tym, co w modlitwie mówimy. Dlatego jest ona jak tani kosmetyk – zasłoni, ale w skórę nie wniknie i jej nie zregeneruje. Co najwyżej przyprószy to, co chcemy ukryć.

W przebaczeniu istotne jest pytanie: Ile razy? Wydaje się jednak, że sensowniej byłoby je zamienić na „dlaczego” i „jak” w praktyce? Dietrich Bonhoeffer napisał kiedyś, że od momentu Wcielenia pomiędzy mną a drugim człowiekiem zawsze jest Bóg. Jakie z tego płyną wnioski? Dlaczego przebaczać? Bo Bóg wchodzi w relację z ludźmi. Jak przebaczać? Po prostu Go wpuścić w te relacje i nie planować za Niego. Ale przecież mam proces toczący się w sądzie, otwartą sprawę rozwodową… Nikt nie ma interesu w przebaczeniu.

W przebaczeniu chodzi też o prawdę, i to nie o prawdę rzeczy, ale o prawdę osób, a właściwie o prawdę o mnie. Co mnie dotknęło i dlaczego? Niestety panuje wszechwładna schizofrenia przebaczenia. Moje winy ma przebaczyć Bóg, natomiast winy drugiego mają zależeć od mojego przebaczenia. Ci którzy odwołują się do Boga i historii, najczęściej ani Bogu, ani historii nie zostawiają swoich nieprzebaczonych spraw. Najlepszym dowodem na trudność we wprowadzeniu Boga w nasze relacje są nadchodzące wybory. Gdyby wpuścić Boga pomiędzy zwalczające się partie. Ale co wtedy z kampanią? Nikt nie ma interesu w przebaczaniu.

Jakie z tego płyną wnioski? Po pierwsze, pytanie „ile razy” nie dotyczy ilości, lecz osób na horyzoncie moich spraw. Ile – jest pytaniem o to ilu ludziom ja muszę przebaczyć i ile osób musi przebaczyć mnie. Bo siła przebaczenia nie tkwi w liczbie bezsensownie wypowiedzianego „wybaczam”, ale w zrozumieniu istoty przebaczenia. Przebaczyć w sercu, to znaczy zrozumieć, że Bóg i nienawiść się wykluczają. Wierzący musi być człowiekiem przebaczenia albo schizofrenikiem w wierze. Trzeciej drogi nie ma.

Czym jest więc przebaczenie? Zachowaniem pamięci a zniszczeniem nienawiści. Czasem jednak odwracamy kolejność, już nie pamiętamy o co chodziło, ale nienawiść jest ciągle żywa – bo jeszcze sprawa w sądzie, bo jeszcze rozwód w toku, bo jeszcze tyle do załatwienia po ludzku… bez Boga.

I ciągle nikt nie ma interesu w przebaczaniu.

Dopełnić prawo i sprawiedliwość

Ktoś mnie okradł i skrzywdził, a teraz nie poniesie kary. Czy o taką sprawiedliwość chodzi? Nie chodzi też jednak o zasadę „oko za oko, ząb za ząb”. To może empatyczne przebaczenie? Ale empatia z kim – z przestępcą czy z ofiarą?

Kiedy Kościół nie jest jak zwietrzała sól bardzo przydaje się społeczeństwu. Dzisiejsza niedziela przywołuje zdanie: „Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty”. Ważne jest tu jedno słowo. Nie jest to zachęta, by być świętym „jak” Bóg, lecz być świętym „bo” On jest święty. A w praktyce?

Świat ludzi potrzebuje proporcji i symetrii. Dlatego ludzkie prawo i ludzka sprawiedliwość odwoływały się do zasady „oko za oko”. Zachwianie proporcji i symetrii w ludzkim świecie odpłaty jest bezprawiem. A chrześcijaństwo, czy ma coś do powiedzenia światu?

Kard. Stefan Wyszyński powiedział kiedyś w czasie homilii we wspomnienie bł. Władysława z Gielniowa, że świętość musi stać na dwóch nogach, a nie może bujać w obłokach. A stoi na dwóch nogach, kiedy odwołuje się do prawdy i wolności. Prawdy dostrzeżenia i nazwania zła, wolności chroniącej człowieka przed popadnięciem w niewolę ludzkiej odpłaty.

Przenieśmy te słowa na grunt codziennego życia. Przebaczenie ma piękne polskie korzenie na poziomie języka. Pochodzi od słowa „baczyć”, widzieć, dostrzegać. Zanim więc się prze-baczy, trzeba najpierw o-baczyć, czyli dostrzec całe zło. A kiedy się je dostrzeże, trzeba je powierzyć Boga, czyli swoiście prze-oczyć, ale świadomie. Tylko Bóg potrafi – zanim odpłaci – dać czas, by ktoś zapłacił za zło… dobrem. Bez Boga za oko trzeba dać oko.

Chrześcijaństwo jest więc po to, byśmy się nie stali narodem bezzębnych i ślepych, zapatrzonych w ludzkie prawo i ludzką sprawiedliwość. Prawo i sprawiedliwość (po ludzku), trzeba więc dopełnić (po chrześcijańsku). Dopełnić miłością nieprzyjaciół i przebaczeniem, czyli zostawieniem odpłaty Bogu. Taka jest rola Ewangelii i Kościoła. Przekroczyć ludzkie rozumienie prawa i sprawiedliwości, bo inaczej naprawdę pozostaniemy bezzębni i ślepi.

Sakrament Pokuty – współczesne wyzwania

Spotkanie Teologów Moralistów, które odbyło się w dniach 15-17 czerwca 2014 roku było poświęcone temu, co pozornie znane i w jakimś sensie unikane – sakramentowi pokuty, z drugiej zaś problematyce dotykającej każdego człowieka (ludzka grzeszność, poczucie winy). W tej krótkiej relacji – nie ukrywam subiektywnej – nie chciałbym popaść w nutę „jak powinno być”. Chcę się raczej podzielić kilkoma wnioskami, które nieco aktualizują temat.

Po pierwsze nowa polska lista grzechów. Wbrew temu co jesteśmy skłonni sądzić seksualność nie jest centralnym problemem moralnym Polaków. Na socjologicznej liście grzechów znajdują się: kłamstwo, brak życzliwości i alkoholizm. Seksualność schodzi na dalszy plan – oczywiście nie mam na myśli głównych tematów homilii, lecz odczucia Polaków. Warto też dopowiedzieć, że w badaniach socjologicznych dotyczących seksualności to nie antykoncepcja jest w centrum, lecz zdrada. Ale również ona jest specyficznie rozumiana. Nie odnosi się wprost do sakramentu małżeństwa, co raczej do pewnej umowy między ludźmi. Z badań wynika, że piętnowana jest zdrada wtedy, kiedy strony deklarują, że są z sobą. Natomiast nie rozpatruje się zdrady w perspektywie nierozerwalności małżeństwa.

Nastąpiło zatem silne przesunięcie akcentów w dziedzinie moralności. Charakteryzują ją obecnie trzy cechy: prywatyzacja, dezinstytucjonalizacja oraz odkościelnienie. Moralność rozgrywa się zaś pomiędzy socjologizmem a ontologizmem. Scjologizmem, czyli stanowiskiem, które zakłada, że moralne jest to, co za moralne się uznaje a ontologizmem – moralne jest to, co wynika z natury człowieka i prawa moralnego, niezależnie od sytuacji.

Obserwuje się także dwa typy redukcjonizmu: redukcjonizm psychiatryczny (imperializm) redukujący sferę religijną i duchową do niezbędnego minimum oraz redukcjonizm teologiczno-duszpasterski sprowadzający wszelkie problemy moralne do płaszczyzny religijnej. Również istotnym elementem podnoszonym w refleksji moralnej jest wypaczony obraz ojca (surowy ojciec). W praktyce najważniejszą postawą staje się grzeczność (grzeczny uczeń). Niestety ta postawa nie prowadzi do przemiany człowieka. Ugrzecznienie moralności jest dzisiaj jednym z groźniejszych przejawów, szczególnie w środowiskach opartych na silnym autorytecie.

Pozostaje pytanie, co jest dzisiaj największym problemem badań nad moralnością człowieka? Wydaje się, że tym problemem jest fakt, iż badania socjologiczne nie zakładają i nie potrafią zbadać ludzkiej przemiany. Nie stawia się tych samych pytań tym samym ludziom na różnych etapach ich rozwoju. Pytanie pada na konkretny okres życia konkretnej osoby. Badania, nawet powtarzanie w jakimś odstępie czasowym są stawiane zupełnie innym ludziom. Nie ma zatem możliwości sprawdzenia jak ci sami ludzie odpowiedzieliby na podobne pytania w dłuższym okresie czasu. Ten brak próbuje się zastąpić tzw. badaniami autobiograficznymi.

Jaka zatem rola sakramentu? Znając wyniki badań socjologicznych, jak również ich ograniczenia, sakrament jawi się jako próba ukazania nowej perspektywy. Tu współgra on z wynikami badań, chociażby w płaszczyźnie psychologiczno-psychiatrycznej. Dobra spowiedź powinna przenieść akcent z poczucia winy (często chorobliwego) na poczucie dobrej sprawczości. Z pytania jaka była moja wina na pytanie, co się naprawdę wydarzyło. W przeciwnym razie, człowiek pozostawiony w poczuciu winy jest zdolny wyłącznie do pewnych mechanizmów obronnych oskarżania i porównywania (ja nie jestem w porządku, ale ty jeszcze bardziej). Jeszcze inaczej mówiąc – wezwanie ewangeliczne „poznacie prawdę a prawda was wyzwoli” należałoby rozumieć jako poznanie prawdy nie tylko/nie tyle o samym grzechu, ale poznanie grzechu  w perspektywie Prawdy-Osoby. Bez tego osobowego spotkania wszelkie poznanie prawdy o własnej grzeszności i winie potęguje tylko świadomość grzechu. Chrześcijaństwo nie jest zaś doktryną o grzeszności człowieka, lecz przesłaniem o grzechów odpuszczeniu czyli dobrą nowiną. Potrzeba zatem pogłębionej refleksji na temat Sakramentu Pokuty, którego synonimami pozostają miłosierdzie i nadzieja.