Mądrość i wiedza

Mądrość i wiedza. Stare powiedzenie mówiące o tym, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mądrym jest aktualne zarówno w wymiarze świeckim, jak i duchowym. Czym byłaby mądrość bez wiedzy? Gdyby człowiekowi prostemu, niewykształconemu, ale mądremu postawić pytanie, co by zrobił, gdyby miał możność zdobycia większej wiedzy, z pewnością odpowiedziałby, że chętnie skorzystałby z takiej możliwości. Nie można więc być mądrym odcinając się zupełnie od wiedzy. Ale też na niewiele by się zdała wiedza, której nie towarzyszyłaby mądrość. Jest ona swoistym sposobem korzystania z wiedzy. Jest, mówiąc językiem komputerowym, oprogramowaniem dla wiedzy. Bez niej wiedza stałaby się bezużyteczna, czy wręcz szkodliwa.

Wiedza o Bogu. A jak ma się relacja mądrość – wiedza do tematu Boga? Znamy dobrze zdanie z Pisma Świętego, które mówi, że Boga nikt nigdy nie widział. Nawet ci, którzy mieli doświadczenie widzenia ziemskiego Jezusa, mieli często problem z dostrzeżeniem w nim Boga. Przejście od widzenia Jezusa do zobaczenia i uwierzenia w Boga nie jest ani proste, ani oczywiste. Pomaga w tym wcielenie Syna Bożego. Przyjmując ludzką naturę, pokazał jednocześnie jak ją przemieniać, żeby stała się przejściem do poznania najpierw natury boskiej w Chrystusie, a potem doświadczenia w niej Boga.

Natura Boga a natura człowieka. Jaka jest więc natura Boga, że tak trudno ją poznać? Bóg jest Miłością. Aby to zrozumieć, trzeba zauważyć to „jest”. On nie stał się, nie zaczął być miłością, lecz jest nią zawsze i od zawsze. Oznacza to, że Bóg nie zaczął kochać po stworzeniu, lecz stworzył ponieważ jest samą Miłością, a do jej natury należy otwierać się w stwórczym akcie. W ten sposób zmienia się również podejście do rozumienia natury człowieka. Jest on w zamyśle Boga od początku, nie jest stworzony „przy okazji” stwarzania świata, lecz to świat jest stworzony dla człowieka, by stawał się miejscem „wyrażania się” miłości, w której począł się człowiek. Świat nie jest więc autonomiczny, w tym sensie, że z istoty jest miejscem odzwierciedlenia miłości. Jeśli taki nie jest, to takiego świata nikt nie potrzebuje. Może czasem dlatego tak bardzo niszczymy świat, by wreszcie się obudzić i zrozumieć w oparciu o jakie wartości powinien być budowany. W ten sposób – jakby intuicyjnie – domagamy się odpowiedzi. Powtórzę raz jeszcze – świat nienawiści nie jest nikomu potrzebny.

Spór o początek. Jak więc zrozumieć sens świata i człowieka? Na początku Bóg stworzył… Ale nie jest to stworzenie w czasie, lecz przy okazji stworzenie czasu. W momencie kiedy wieczny Bóg wyszedł „z siebie”, wtedy powstał czas. Nie ma więc boskiego początku w czasie, lecz czas stał się wraz z początkiem, jakim jest fakt, że Bóg zaczął stwarzać. Wszelkie spory o początek nie są więc sporami o zasadę istnienia wszystkiego, lecz jedynie sporami o początek w czasie. Z naukowego punktu widzenia ma sens spór o wielki wybuch czy inteligentny projekt. Ale ani jedno ani drugie nie jest rozwiązaniem początku w sensie arche. Spory o początek w czasie nie dotyczą Boga, ponieważ jest On z istoty ponad czasem.

Człowiek ma dwa początki. Kiedy szukamy własnego początku możemy go szukać w czasie świata, ale również w wymiarze duchowym. Początkiem zaś człowieka poza czasem jest zamysł Boga. Dlatego mówiąc o przeznaczeniu człowieka należy zauważyć, że wyszedł on z zamysłu Boga (spoza czasu) i realizując się w świecie czasu ma wrócić do spełnienia w Bogu, znowu poza czasem. Tę drogę przeszło Słowo Wcielone. Wyszło od Ojca (poza czasem), przeszło przez ziemię (w czasie), by wrócić do Ojca (poza czasem). A przyjmując, że Jezus ma również naturę ludzką, można zrozumieć, że w niej człowiek może przejść tę samą drogę.

Taki jest właśnie sens połączenia mądrości i wiedzy.

Mądry zaczyna od słuchania, głupi od mówienia

Mądry zaczyna od słuchania. Chyba nie ma człowieka, przynajmniej w naszym kręgu kulturowo-religijnym, który nie słyszałby nigdy pierwszych słów modlitwy „Słuchaj Izraelu”. Słuchaj, a gdy będziesz zdolny usłyszeć, usłyszysz słowa: Będziesz miłował! Bo będziesz miłował oznacza, że nie będziesz stawiał granic słuchaniu. Nasza niezdolność do kochania bierze się często z naszej niezdolności do słuchania. Warto postawić pytanie, gdzie ja stawiam granice w słuchaniu Boga, ludzi, siebie?

Mistrz słucha. Po czym poznać, że miłość jest naprawdę ze słuchania? Po tym samym, po czym rozpoznaje się, że matka kocha swoje dzieci. Najgorsza matka to ta, która wie najlepiej, czego dziecku potrzeba. Prawdziwa to ta, która potrafi się wsłuchać w to, czego dziecko naprawdę potrzebuje. Kiedy szukamy mistrzów, nie szukamy ludzi z największą łatwością mówienia, ale ze zdolnością do słuchania. Najwięcej pomoże mi nie ten, kto każe słuchać, ale ten, kto umie słuchać. W rozmowie, kiedy ktoś szuka porady, więcej nie może mówić ten, kto radzi od tego, kto przyszedł po poradę. W konfesjonale nie może spowiednik mówić więcej od penitenta, bo to oznacza, że nie słucha, a skoro nie słucha, to znaczy, że nie pomoże. Nie wierzę w ewangelizację przez Internet, bo tam nie ma miejsca na słuchanie tego, kto ma usłyszeć. Komunikacja nie znosi pustki. Mówienie bez słuchania jest komunikacją pustki.

Cisza muzyki i poezji. By usłyszeć trzeba przestać mówić. Dobrze uczy tego muzyka czy poezja. One rodzą się ze słuchania, dopiero potem się je zapisuje, wykonuje, by usłyszeć na nowo. Podobnie przychodzi Bóg. Wiara nie bierze się z głoszenia, ale ze słuchania. Bóg jest często porównywany do ognia. A gdzie jest najciszej w płomieniu? W samym środku, tam, gdzie jest czyste światło, prawie nieme. Trzask ogniska to skutek uboczny ciszy ognia.

Kogo więc warto szukać? Pozornie wydaje się, że tego, kto wszystko wie i pięknie przemawia. Taki człowiek daje pewność, a pewność potwierdza schemat. Tymczasem prawda nie jest w pewności, ale w otwartości na nowe. Niedouczony magister wie zawsze, wybitny profesor potrafi uczyć się nawet od ucznia.

Słuchaj, będziesz miłował. Słuchaj, czyli miej uszy otwarte! Kochaj, czyli miej serce otwarte! Szukaj, czyli miej umysł otwarty!

O co bym prosił, mogąc prosić tylko raz?

To pytanie daje do myślenia każdemu, kto uchwyci jego ukryty sens. Chyba nikt z nas nie stanął przed taką próbą, by móc prosić tylko raz i jednocześnie bez wahania wiedzieć o co prosić. Nabierzmy więc odwagi, by przejść taką właśnie drogę. Spróbujmy w myślach poprosić o coś, co musiałoby nam wystarczyć, gdybyśmy mieli tylko jedną szansę. Ile ważnych spraw przychodzi nam do głowy: zdrowie własne czy kogoś bliskiego, utrzymanie pracy w perspektywie jeszcze kilkudziesięciu lat kredytu do spłaty, poprawa relacji w małżeństwie, siła do zmiany tego, co boimy się zmienić. Ryzyko takiej prośby polega na tym, że prosimy o dobra, a przecież na szali dóbr nie ma jednego, które by wskazywało jednoznacznie, że jest najważniejsze. Może więc sztuka proszenia nie polega na tym, by prosić o dobra, ale o dobro?

Cóż to jest dobro? Gdyby Piłat mógł postawić kolejne pytanie, może po pytaniu o prawdę tak właśnie sformułowałby kolejne. Tradycyjnie zapraszam do pójścia drogą biblijną. W Piśmie Świętym (wersja Mateuszowa) podchodzi pewien człowiek do Jezusa zadając Mu pytanie: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Można to pytanie postawić inaczej: Jakie dobra mam gromadzić, jak żyć w odniesieniu do dóbr, aby otrzymać życie wieczne? Można by przewidzieć inny tok odpowiedzi: Skoro pytasz, co masz czynić, a jednocześnie Nauczyciela nazywasz dobrym, idź za Nim i będziesz zawsze wiedział, gdzie jest dobro. Jest tylko jeden warunek: żeby być zawsze w zasięgu takiego dobra, musisz resztę opuścić, to znaczy być wolnym, by móc podążać za Nim. Większość z nas, podobnie jak ów człowiek, odeszłaby zasmucona. Przecież pytamy o dobra najlepsze wśród dóbr, nie zaś o dobro, któremu należy poświęcić wszystko.

Tak właśnie żywe i skuteczne jest Słowo Boże. Odkrywa przed nami całą prawdę naszych intencji. Jest jak miecz obosieczny, czy mówiąc bardziej językiem medycznym – jak skalpel. Ostry i przerażający. Chociaż może być użyty w dwóch różnych sytuacjach – raz w odniesieniu do żywych, by ratować życie, innym razem, by zrobić sekcję zwłok. Raz niesie nadzieję, innym razem już tylko stwierdza i osądza. Może właśnie dlatego boimy się ostrości Słowa Bożego, bo podświadomie widzimy, jak bardzo jesteśmy martwi. Dlatego psalm na XXVIII niedzielę zwykłą zachęca: „Naucz nas liczyć dni nasze”, to znaczy – spraw, aby się liczyły, abyśmy umieli tak żyć, by każdy dzień wpisywał się w to najważniejsze dobro.

Pewien człowiek nie umiał opuścić wszystkiego i pójść za dobrem. Ale również uczniowie Jezusa nie umieli. Piotr pyta, ile otrzyma za to, że opuści. Nie rozumie, że już otrzymał, bo jest przy Nauczycielu, który jest dobry. On opuścił jedne dobra, ale nie do końca chciał pójść za jedynym. Chciał rekompensaty.

Może więc przed nami czas uczenia się, jak mądrze prosić. Bo co z tego, że otrzymamy odpowiedź, że opuścimy wszystko, a nie będziemy chcieli pójść za Nim. Wtedy lepiej nie udawać i pozostać na tym jeszcze ciągle wstępnym etapie, by dojrzeć do prośby i do odpowiedzi. Inaczej nie będziemy mieli ani dóbr, ani Jego.