Klauzula sumienia

W dniach 15-17 czerwca odbyło się w Licheniu Starym Ogólnopolskie Spotkanie Stowarzyszenia Teologów Moralistów. W tym roku debata skupiała się wokół Sakramentu Pokuty w 30. rocznicę adhortacji Reconciliatio et paenitentia. Podjęto również szereg bieżących problemów moralnych, w tym problem sprzeciwu sumienia. Zebrani na spotkaniu przedstawiciele wszystkich ośrodków akademickich w Polsce przyjęli jednomyślnie oświadczenie w sprawie klauzuli sumienia, popierające środowiska medyczne walczące o prawo do sprzeciwu sumienia.

Poniżej tekst przyjętego oświadczenia.

Oświadczenie – sprzeciw sumienia

In vitro – debata

Nowe życie, nowy człowiek. Niby przynależy do swojej rodziny, nawet przykazanie wzywa go do czci względem swoich rodziców. Jakby przynależy. A jednak… Jest już nowym życiem, cieszącym się odrębnością i indywidualnością. Zawdzięcza istnienie im, rodzicom, ale czy tylko?

Dziwnie wpisuje się człowiek w proces przekazywania życia. I to jest pierwsze ważne stwierdzenie: przekazywania, nie dawania czy stwarzania. Przekazuje coś, co nie należy wyłącznie do niego, czego nie jest w ścisłym sensie właścicielem. Przekazać coś, co się samemu otrzymało oznacza zatem wpisać swoje plany w jakiś plan. Plan, którego nie da się do końca wykalkulować, dopracować w szczegółach. Plan, który potrafi zaskoczyć.

Czasem zaskakuje boleśnie. Taką sytuacją jest niewątpliwie niepłodność. Nie można zbyt pochopnie oczekiwać od człowieka, by się na nią godził, by z góry akceptował nie rozumiejąc. Pytanie jednak, w jaki sposób stara się to zrozumieć i jak chce sobie pomóc.

Jedną z proponowanych współcześnie propozycji jest zapłodnienie metodą in vitro. Pozornie brzmi to jak propozycja lekarstwa proponowana na wyregulowanie ciśnienia czy obniżenie poziomu cholesterolu. In vitro nie jest jednak lekarstwem. Jest rezygnacją z bycia stworzeniem na rzecz uczynienia z siebie stwórcy.

Podejście do płodności ma wiele aspektów: jedni mogą a nie chcą, inni chcą a nie mogą, jeszcze inni nie powinni a próbują. Wszystkie te sytuacje pokazują, że in vitro wpisuje się w o wiele głębszy problem niż mieć czy nie mieć dzieci.

Realizować powołanie czy potrzeby? Człowiek może mieć pragnienie, zresztą prawomocne i słuszne. Ale pragnienie można zaspokoić w sposób godny człowieka: na miarę godności tego, kto pragnie i na miarę godności tego, kogo pragnie. Człowiek ma prawo chcieć wszystkiego do czego ma prawo. Nie ma jednak człowiek prawa do człowieka. Nie można sobie człowieka wymyślić, wymusić, nie można pragnienia wynaturzyć. Nie można zyskać jednego życia kosztem życia innych.

Problem in vitro to nie tylko sprawa refundacji kosztów zabiegu. Problem in vitro, to zagadnienie o wiele głębsze – rozumienia człowieka, siebie, Boga. Nie można być jednocześnie dawcą życia i tym, który życie zabiera. Nie można jednocześnie jednego dziecka kochać a drugiego nienawidzić aż po śmierć. Osoba nie jest kwestią uznaniową. Ona po prostu jest. Jest nią od poczęcia i nie jest, kiedy w naturalny sposób począć się nie może.

Dziecko ma prawo do wiedzy na temat swoich rodziców. Ma prawo wiedzieć kim są. Ma również prawo do wiedzy na temat rodzeństwa, kim są, kim byli, kim mogli być. W świecie komunikacji powołujemy się na prawa podstawowe, również na prawo do informacji. Z tego prawa nie można wyłączyć embrionu, który jest człowiekiem. Potencjalny rodzic musi nauczyć się liczyć, również, a może przede wszystkim, liczyć swoje dzieci. Nie tylko te chciane, ale również te, którym żyć nie pozwoli.

Rozumiem ból rodziców niepłodnych. Ale musimy również zrozumieć, że pod pozorem pomocy, czyni się z człowieka tego, który życie zabija. Nie dajmy się ponieść nowomowie: ciąża, embrion, płód, zygota. Te techniczne terminy są potrzebne do opisania etapów życia człowieka. Ale człowiek jest, albo nie jest. A od poczęcia już jest i żadna procedura nie może tego podważyć i zalegalizować.

In vitro to nie lek na niepłodność. To życie kosztem życia, nawet wielu. To kochanie jednych, kosztem zanegowania istnienia innych. Nie można kochać życia wybiórczo, bo wtedy nie kocha się człowieka, kocha się wyłącznie siebie.

I chociaż taka opinia może wielu zaboleć, to jednak życie nie jest sprawą uznania, teorii, filozofii ani prawa. Życie jest kwestią Boga i niech tak pozostanie. Bo co prawda początkowi naszego życia nic już nie zagrozi, ale niepewny jest jeszcze koniec. A manipulacja życiem jest zawsze obosieczną bronią.

NaPro(Teologia)

Pragnę od razu uspokoić czytelnika, że nie jest to z mojej strony przejęzyczenie. W jakimś sensie mam oczywiście na myśli NaProTechnologię, ale po kolei.

W Ewangelii według św. Łukasza, znajdujemy następujące słowa wypowiedziane w kontekście Jezusa: Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś (Łk 11,27). Dalsza część tekstu nieco osłabia znaczenie piersi i łona w życiu człowieka. Jezus odpowiada bowiem: Owszem, ale również błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. Przenosi On życie człowieka na inną, pozabiologiczną płaszczyznę. Wymowne są też słowa Jezusa dźwigającego krzyż, skierowane do zawodzących kobiet: Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły (Łk 23,29).

Jak rozumieć te słowa? Czy nie są one zaprzeczeniem godziwych starań tylu niepłodnych par? A może po prostu przypominają, że całej teologii nie da się sprowadzić do naprotechnologii? Może to właśnie naprotechnologię trzeba jeszcze mocniej osadzić w teologii?

W czasie jednej z pielgrzymek do Polski bł. Jan Paweł II wypowiedział słowa: Brońcie życia w codzienności. Nie pomniejsza to w niczym obrony życia poczętego ani samych starań o poczęcie. Pokazuje tylko, że nie wystarczy człowieka urodzić, trzeba go jeszcze wychować, nauczyć odkrywania sensu życia, przenoszenia jego wartości na wyższą płaszczyznę.

Biologiczne życie nie jest największą wartością człowieka. Życie człowieka ma sens dopiero wtedy, gdy można je poświęcić czemuś godnemu życia. Tak właśnie biologiczne, ziemskie życie poświęcił Jezus. Tak właśnie biologiczne życie poświęcają męczennicy.

Ostatnio dużo mówi się w kręgach katolickich o naprotechnologii, zdecydowanie więcej niż o pogłębionej teologii. Trzeba pomóc życiu, temu niewinnemu, bezbronnemu. Trzeba wyjść z pomocą tym, którzy życie chcą przekazywać.

Ważne tylko, byśmy broniąc życia nie zapomnieli o Życiu. Piersi i łona nie uświęci biologia, ale odwieczne przeznaczenie, jakie tej biologii może nadać tylko Bóg. I w tym właśnie sensie bronię naprotechnologii przed jej sprowadzeniem do technologii. W tym też sensie proponuję głębszą płaszczyznę refleksji nad życiem – NAPROTEOLOGIĘ, bynajmniej nie po to, by osłabić znaczenie naprotechnologii; przeciwnie, by nadać jej jeszcze głębsze znaczenie.