Głód najlepszym lekarstwem

Kolejna niedziela przygotowuje nas na koniec czasów. Zdążanie Jezusa do Jerozolimy jasno ukazuje cel wędrówki. Po drodze zbawienie otrzymują najbardziej zaskakujący nas: celnik, Zacheusz. Nie wpisują się w nie faryzeusz i saduceusz. Jezus coraz bardziej objawia Boga początku i końca czasów.

Co jednak robić pomiędzy? Niektórzy zaczynają zajmować się rzeczami niepotrzebnymi i wróżyć na temat końca. Nie chcą się angażować, pracować, czekają z założonymi rękami. Czuwają w bezczynności. Ale czy Bóg jest dla nich najważniejszy? Nawet najpiękniejsze momenty może zabić czekanie na koniec. To tak jak gdyby położyć się i czekać na śmierć.

Są jednak tacy, którzy próbują nam zorganizować to czekanie. Straszą światem, odciągają od teraźniejszości i wpisują nas w kokon lęku przed nowym. Mamy się bać wszystkiego poza nimi. I Słowo mówi o takiej postawie jasno: „Nie słuchajcie ich”. Bo gdyby przyjąć ich narrację, że Bóg jest Panem początku i końca historii, to kto jest panem teraźniejszości? Szatan, albo oni. W rzeczywistości jest to rezygnacja z Boga, a oddawanie im hołdu i posłuszeństwa.

Czuwajcie, aby nie ulec bezużytecznej wierze w to co było lub co będzie. Do zagospodarowania jest „teraz”. To właśnie wtedy, gdy wierzący nie zagospodarują teraźniejszości, zagospodaruje ją szatan. Bóg jest eschatonem, jak mówi Hieronim: pierwszym i najważniejszym, a w konsekwencji najbliższym. Kto jest najbliżej, gdy się lękam, gdy czuję się sam? Czy wtedy potrzebuję Boga początku i końca czy Boga teraźniejszości?

Kto nie chce angażować się teraz niech też nie je. Może gdy zgłodnieje – zrozumie. Jeśli nie przekona go głód Boga, to może zwyczajny głód chleba? I może wtedy porzuci czczą gadaninę, a weźmie się do pracy i przestanie straszyć końcem.

Czasem głód jest najlepszym lekarstwem.

Verified by ExactMetrics