Pytanie o tożsamość

Pytanie o tożsamość wyraża się w pytaniu: Kim jestem? Można pytać dalej, a skąd wiem, kim jestem? Bo inni mówią o mnie, bo mnie porównują, bo sam porównuję się z innymi. Zmieniam się dla innych, dostosowuję się do ich oczekiwań; czasem tak bardzo, że w końcu sam nie wiem, kim jestem.

Jezus też postawił kiedyś to pytanie: za kogo Mnie uważają? Czy Jezus potrzebował opinii innych, by dowiedzieć się, kim jest? On postawił to pytanie dla nas, byśmy odpowiadając na nie mogli jednocześnie odpowiedzieć sobie kim my jesteśmy. Ale wróćmy do pytania Jezusa. Za kogo Mnie uważają, to znaczy, z kim Mnie porównują? Pytanie idzie jednak dalej, a wy za kogo Mnie uważacie? Z kim Mnie porównujecie? I nagle pytanie z płaszczyzny porównywania opinii przechodzi na płaszczyznę osobistego doświadczenia. Odpowiedź na to pytanie pokazuje poziom świadomości i tożsamości chrześcijańskiej. Jeszcze inaczej mówiąc, czy to kim jest Jezus i kim jest Jezus dla mnie, to to samo?

O tym kim jestem mówią moje cele w życiu. Czy moim głównym celem jest zachować życie – status, bezpieczeństwo, wygodę czy też jestem gotów stracić dla większego celu?

Tracić – zachować. Niektórzy politycy w kontekście wojny w Ukrainie bardzo się skompromitowali. Mieli piękne deklaracje o wartościach, prawach człowieka. I w pewnym momencie musieli sobie odpowiedzieć, czy życie zamienią na wartości czy na gaz, ropę i święty spokój. Jest takie mądre powiedzenie, że kto chodzi z diabłem do restauracji i tak płaci rachunek. Zdarza się to politykom, ale zdarza się również ludziom Kościoła. Papież Franciszek kilka dni temu tłumaczył się ze słów o szczekaniu NATO u drzwi Rosji. Chciał złagodzić reakcje po swojej wypowiedzi, ale chyba nie do końca trafnie. Tłumaczył, że powtórzył to za jakimś mądrym politykiem.

Może trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi. Co Jezus by powiedział o traceniu naszego dobrostanu w kontekście tracenia życia na Ukrainie? Może nie zawsze zachowanie życia jest kryterium, ale czasem tracenie, by zachować coś więcej: twarz, tożsamość, siebie. I nie być chrześcijaninem od zawodowego świadczenia, ale od osobistego doświadczenia.