Na czym zbudować życie?

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego zamyka okres paschalny. Ma on wspólny mianownik – życie. By zrozumieć jego sens, trzeba wrócić do biblijnego początku człowieka. Symboliczne stworzenie z mułu ziemi ukazuje cały obszar działalności człowieka. To jakby nasza podstawowa natura, tyle możemy o własnych siłach, to jest w mocy naszych rąk. Ale człowiek z ciała otrzymał w akcie stworzenia dech życia, tchnienie, które nie pochodzi od człowieka. I można sobie przeszczepić wszystko, co podtrzymuje życie, ale to ciągle zabawa w części zamienne. Ze starego nie da się uczynić nowego, nawet w odniesieniu do człowieka. Nowość życia pochodzi z tchnienia. Człowiek stracił je przez śmierć, nie jako karę, ale jako wybór. Śmierć, czyli świadome odłączenie się od Źródła Życia. Utracił tchnienie życia. Pascha pokazuje, że śmierć nie jest przeznaczeniem człowieka, ale refleksem drogi, którą on w wolności wybrał. Człowiek jest powołany do nieśmiertelności. Gdyby tak nie było, nasz rozum pogodziłby się z tym, co skończone, ale w jego istotę wpisana jest nieskończoność. Potem przychodzi Wniebowstąpienie – Jezus przekracza granice zasięgu śmierci. Niebo staje się symbolem miejsca, którego o własnych siłach nie dosięgnie człowiek, a jednocześnie miejsca, którego nie dosięgną moce zła. Ale wiara nie jest ucieczką z ziemi, z codzienności. Jest pozostaniem na ziemi w mocy nieba. To jest właśnie obraz prawdziwego życia i jego zmagań. To wspólny mianownik okresu paschalnego.

Jest jednak pokusa poddania się ciału. To znaczy nieskończone ambicje w oparciu o skończone środki. Człowiek chce budować, ale buduje tylko z mułu ziemi. Na prochu można zbudować tylko „domy dla ubogich”, bez radości i pokoju. Wielkie budowle mają być symbolem jedności, a często są symbolem podziałów i zniszczenia. Człowiek próbuje stworzyć wspólny język, cieszy się, kiedy krąg językowy się powiększa. Ale co to za różnica w jakim języku człowiek będzie złorzeczył, obnażał, niszczył? Buduje by być bliżej nieba, tylko że kolejne piętra ciągle dotykają pustego nieba.

Nie da się zbudować nieskończonego na skończonym. Potrzeba zgody na nowe tchnienie Boga, którego źródłem nie jest ziemia. Potrzeba budowli jednoczącej, ale nie musi to być najwyższy punkt w mieście; wystarczy, że jest to skromny „Dom Boży” i „Brama do nieba”. Potrzebujemy jednoczącego języka, którym można budować prawdziwe porozumienie. Nie wystarczy, że jest jeden język przekazywania sensacji. Potrzeba być bliżej nieba, ale bliskością, której nie mierzy się liczbą pięter, lecz łaską.

Z czego zbudować takie życie na ziemi, by jednocześnie było mocne mocą nowego stworzenia. To właśnie dopełnia tajemnica Zesłania Ducha Świętego i siedem darów. Mądrość, która ma ostrzec przed głupotą niedopowiadania życia, rezygnacji z pytań o sens. Rozum, który ma pokazać granice, by nie powiedzieć o czyimś życiu: „żył jak ktoś bez rozumu”. Potrzeba rady, ale rady na całe życie, nie zaś rady kadencyjnych radnych, którzy co kadencję chcą budować na nowo świat, nie biorąc przy tym odpowiedzialności za swoje nietrafione rady. Potrzeba męstwa, czyli stałości w zwątpieniu. Potrzeba umiejętności życia, wiedząc jak i po co żyć. Pobożność to również nie sprowadzania życia do ckliwych nabożeństw, często od życia oderwanych, ale umiejętność łączenia wiary i życia. I ostatni dar – bojaźń Boża, czyli szacunek do autorytetu, bez którego nic nie może mieć pełnego sensu, bez którego nie można bezpiecznie podążać drogą codzienności.

„Niech zstąpi Duch Twój…”. Znamy te słowa. Wystarczyłoby wypowiedzieć je tylko raz. Ale człowiek lubi ulegać pokusie ciała i prochu ziemi. Musi zbudować kolejną wieżę, stworzyć nową, nietrwałą jedność, żeby zrozumieć, że z ziemi nie zbuduje się nigdy drogi do nieba.