Ważne kwestie domagają się rozstrzygnięcia

Rozstrzygnijcie, komu chcecie służyć. Takim zdaniem Pismo Święte wita nas w dzisiejszą niedzielę. Samo słowo „służba” budzi w nas pewne negatywne emocje. Służyć, to dać się wykorzystać, czasem poniżyć, poddać się czyjejś woli, nie być sobą. A przecież w taki właśnie sposób pierwotnie była określana wiara. Służyć, czyli wierzyć, że gdzie indziej nie będzie mi lepiej. A wierzyć służąc, to doświadczyć, że jest mi w tym dobrze. Rodzi się jednak pytanie: w tym, czyli w czym? W moich odczuciach, doświadczeniu, pragnieniach czy w relacji, w której nie zawsze jest dobrze, czyli miło? Można pytać dalej: wierzę w Boga, ale stworzyciela czy zbawiciela? Boga obiektywnego porządku czy osobistych relacji? A jeśli zbawiciela to od czego? Od grzechów w ogóle czy od grzechów młodości? I konsekwentnie, kiedy już nie popełniam grzechów sprzed lat, to czy oznacza to, że się nawróciłem, czy też, że się zestarzałem i grzeszę stosownie do wieku i zdrowia?

Wiele jest takich i im podobnych pytań, chociaż można je sprowadzić do jednego: czy w moim służeniu i wierze jestem kimś otwartym czy narcyzem? Kiedy zmieniam przedmiot mojej służby (przepraszam, jeśli odnoszę to również do osoby), czy zmieniam dlatego, że ktoś nie chce relacji, czy dlatego, że to ja w niej już nie czuję się dobrze.

W tradycji wiary Bóg jest często porównywany do wiatru. Nie można łatwo wskazać skąd wieje i dokąd ostatecznie zmierza. Można jednak cieszyć się jego powiewem, mocą, ochłodą. Podobnie z drugim człowiekiem i z Bogiem – nie można tak po prostu zamknąć ani Boga, ani człowieka w schemat. Można jednak cieszyć się ich obecnością, wsparciem, bliskością.

Ważne kwestie trzeba rozstrzygnąć, a jedną z nich jest pytanie komu chce się służyć: narcystycznie sobie, drugiej osobie skadrowanej oczekiwaniami czy komuś kto jest sam w sobie ważny, chociaż do końca nieodgadniony i nieuchwytny? Każdy z tych wyborów ma swoje życiowe konsekwencje. I dlatego tę kwestię trzeba w życiu rozstrzygnąć możliwie szybko.