Czy znalazłem swoją perłę?

Dobrze znamy przypowieść o perle, za którą człowiek postawił wszystko, co miał. Można więc zadać pytania: Czy oddałbym wszystko za perłę czy raczej perłę za wszystko, co mam? I czy wiem, co jest moją perłą?

Salomon wybrał mądrość. Mądrość to dowartościowanie dziś. Tego dziś człowiek uczy się w rodzinie. Inaczej nasze życie przypomina rozmowę babci z wnuczką. Babcia dziwi się, dlaczego wnuczka tak się stroi. Wnuczka dziwi się babci, iż nie rozumie, że wygląd jest najważniejszy. Przydaliby się rodzice, którzy jeszcze nie są tak starzy jak babcia i tak naiwni jak córka. Którzy powiedzieliby: ubierz się ładnie, ale pamiętaj, że sam wygląd w życiu nie wystarczy. Chodzi o zdrowo pojętą mądrość.

22 lipca 2020 r. Papieska Akademia Życia wydała dokument „Humana communitas” (społeczność ludzka). Pobrzmiewa w nim echo słów papieża Franciszka z Wielkiego Postu, kiedy modląc się na pustym Placu św. Piotra powiedział, że łudziliśmy się, że pozostaniemy zdrowi w chorym świecie. Dokument przedstawia ciekawą analizę przyczyn i skutków pandemii. Pada w nim mocne stwierdzenie, że Covid-19 to nie przyczyna, lecz skutek. Co więc jest przyczyną?

Prawdziwa przyczyna (prawdziwy wirus) zaczął się wcześniej. To globalizacja pozwalająca na rzeczy dobre, ale również obarczona przenoszeniem wszelkiego zła. Ona jest jak informacja, trzeba być mądrym, by umieć z niej skorzystać. Wiedzieć, co, komu i kiedy przekazać, żeby nie powodowało to jeszcze większego zła, żeby było dostosowane do zdolności pojmowania odbiorcy. To stąd w naukach o komunikacji pojawiła się nowa kategoria „prawa do niekomunikowania”.

Prawdziwa przyczyna to ośmieszany dokument papieża Franciszka „Laudato si”. Nie przejęliśmy się przestrogą przed tym, by nie uwierzyć, że człowiek jest panem Ziemi i historii. Śmieszyło nas „nawrócenie ekologiczne”. Przecież świat był taki normalny i przewidywalny…

Najgorsze co mogłoby się nam przydarzyć w tej pandemii, to wiara w to, że wróci normalność. Bo czy to co było można nazwać normalnością? Wyzysk natury, człowieka, skrajny egoizm, konsumpcjonizm nie liczący się z nikim i z niczym. Potrzeba „nowej normalności”. Normalności nawróconego człowieka. A my ciągle nie rozumiemy i chcemy wrócić do starej normalności. Taka postawa przypomina przedwczesne zdjęcie maseczki. Ja jestem zdrowy, nic mnie nie dotknęło, to co mnie obchodzi drugi człowiek i jego los, po co miałbym się przejmować człowiekiem starym i chorym nawet w kościele, w sklepie. Mnie już maseczka nie jest potrzebna. To jeden z symboli głupoty. A czy zastanawiałem się, co powiedziałbym na pogrzebie człowieka, który umarł przez moją głupotę? I konsekwentnie, czy uznałbym siebie nadal za mądrego?

Może potrzeba drugiej fali pandemii, bo my ciągle nic nie rozumiemy. Może tym razem musi dotknąć silnych, zdrowych i głupich? Może trzeba jeszcze stracić, by rozumieć tych, co nie mają?

Nie ma powrotu do starej normalności, bo ona była zła, naznaczona egoizmem, wyrachowaniem, nieliczeniem się z drugim człowiekiem. Nawet do pokonania wirusa potrzeba nowej międzyludzkiej solidarności. Może trzeba zrozumieć, że szczepionka nie może być wyłącznie dla tych, których będzie na to stać. Nie ma liberalnej miłości.

Sprzedać wszystko i kupić perłę – mądrość. Bo inaczej zabiorą mi wszystko. Jedyne co pozostanie to głupota człowieka, który nie miał dość pokory, by prosić o mądrość.

Po tych trudnych pytaniach może już najwyższy czas trochę odpocząć. Wakacje uczą, że aby odpocząć, nie można na nie zabierać wszystkiego, zwłaszcza starej, dobrze znanej normalności. Obyśmy to zrozumieli i wrócili z wizją nowej normalności, może jeszcze z Covid-19, ale już bez wirusów przeszłości.

(Nie) walczyć z chwastem?

Każda idea musi znaleźć podatny grunt. Mądra idea musi znaleźć glebę rozwiniętą intelektualnie, głupota glebę nie-do-rozwiniętą (Jacek Dobrowolski, Filozofia głupoty). Można mieć więc zachwaszczone myślenie i zachwaszczone życie, kiedy sieje się bezmyślnie dobro albo bezmyślnie walczy z chwastem.

Świat przyzwyczaił nas do tego, że twierdzenie, iż „nie ma Boga” sugeruje jakąś wyższość intelektu niedowiarka nad intelektem wierzącego. Nieco inne podejście prezentują Psalmy: „Nie ma Boga” – mówi głupi w sercu swoim.

Co oznacza być głupim w sercu? Oznacza uznać, że nie ma w nim miejsca na miłość. Zanegować miłość w sercu, to przyznać się do tego, że człowiek jest „głupi w sercu”. A głupi w sercu może powiedzieć „nie ma Boga”.

Skoro więc mądry w sercu zakłada możliwość istnienia miłości, skąd chwast nienawiści? Sieje go zły człowiek (głupi w sercu), gdy śpimy (zwalniamy się z logicznego myślenia).

Trzeba więc wyrwać chwast. Ale czy można w każdym momencie? Nie można wyrywać w głupocie serca (kiedy nie ma miejsca na miłość). Nie można wyrwać chwastu przed czasem, przed żniwem, bo chodząc po polu zniszczy się pszenicę.

Przyjdzie czas na chwast. Chrześcijaństwo nazywa to sądem ostatecznym, a świat decyzją nieodwołalną. Dlaczego trzeba czekać na ten moment? Bo nikt nie jest tak „mądry w sercu”, żeby choć raz nie zwątpił w miłość i nikt nie jest tak „głupi w sercu”, by ją do końca zanegować. Do czasu…, do żniwa.

A co robić do tego czasu? Kiedy człowiek dotyka chwastu na polu pszenicy, dodatkowo go rozsiewa. Może dlatego tak istotne jest zdanie z Biblii „zło dobrem zwyciężaj”. Nie dotykaj chwastu bez potrzeby, bo zniszczysz również dobro. A jeśli jednak przyjmę sposób na życie polegający na wyrywaniu chwastu? Może go i wyrwę, ale pszenicy też się nie doczekam. Jeśli wyrywam chwast całe życie, wyrywam go z nienawiścią. Wtedy nawet powtarzanie, że Bóg istnieje nie ma większego sensu, bo nie rozumie się znaczenia słów.

I pozostaje się „głupim w sercu swoim”.

Po co mówić w przypowieściach?

Ile razy czytam fragment Ewangelii o tym jak Jezus mówił w przypowieściach, żeby „słysząc nie rozumieli”, zastanawiam się, jaki to miało sens. Coraz bardziej przekonuję się, że przypowieść jest dla ludzi z wyobraźnią, którzy są gotowi porzucić własne schematy myślowe, by rozumieć, słyszeć, widzieć więcej. Mówić w przypowieściach, to samemu zrezygnować z bycia jedyną rozumiejącą stroną. Słuchać przypowieści, to zrezygnować z monopolu na jedyne słuszne rozumienie.

W interpretacji Biblii nazywa się to sensem ponaddosłownym. Dosłowny to ten, który tkwi w zdaniu, co najwyżej zinterpretowanym w sposób krytyczno-historyczny. Wtedy jednak rozumie się sens dosłowny, czyli to co autor chciał powiedzieć. On jednak nie chciał wyłącznie mówić, ale powiedzieć coś komuś. Powiedzieć zaś coś komuś, to dopuścić, że drugi może rozumieć nieco inaczej.

Właśnie dlatego w przypowieści wykorzystuje się różne elementy, na przykład ziarno. Ono jest genetycznie zdefiniowane. Z ziarna może wyrosnąć coś, co będzie rozwinięciem jego genetycznego potencjału. Ale to nie będzie już ziarno, ale coś zupełnie nowego, odrębnego. Podobnie z pokarmem. Zawiera on w sobie określone wartości odżywcze, przeliczalne kalorie. Ale przecież nie jemy dla kalorii, tylko dla rozwoju. Nie ma więc sensu pokarm jako taki, lecz tylko pokarm, który można przetworzyć.

Może dlatego dla ziarna ważna jest gleba, a dla zrozumienia przypowieści rozumienie. To ono sprawia, że to samo w punkcie wyjścia ziarno może wydać różny plon. Jedno wydziobią ptaki – gleba płonnych idei. Inne uschnie, bo nie wpisze w swój rozwój zwykłej radości życia. Jeszcze inne zostanie zagłuszone przez ciernie, bo idea cierpiętnictwa stanie się w życiu naczelną zasadą. Tylko jedno wyda plon stokrotny, to znaczy plon rozumienia. Może dlatego, żeby rozumieć, trzeba mówić i słuchać w przypowieściach. One zawierają to istotne i niezbędne ziarno prawdy, ale muszą paść na glebę przyswojenia prawdy w całym kontekście życia. Inaczej proste prawdy są jak proste cukry – nieprzyswajalne i bezowocne.