Emaus A.D. 2020

(dla lepszego zrozumienia zachęcam do lektury Łk 24, 13-35)

W tradycji biblijnej często napotyka się trudność, która polega na tym, że rzeczy i miejsca ważne dla zasadniczego przesłania biblijnego trudno usytuować jednoznacznie w czasie czy przestrzeni. Podobnie jest z Emaus. Można wskazać przynajmniej na trzy tradycje, wskazujące trzy różne miejsca niedaleko Jerozolimy. Trafnie podsumował to papież Benedykt XVI w 2008 roku. Mówił tak: „Są różne hipotezy i ma to swój urok, ponieważ pozwala nam przypuszczać, że w rzeczywistości Emaus symbolizuje każde miejsce: droga, która do niego prowadzi jest drogą każdego chrześcijanina, każdego człowieka”.

O tym miejscu wiemy tyle, że było oddalone o 60 stadiów od Jerozolimy. To niedaleko, około 11 kilometrów. Jeśli miało się ku wieczorowi, to znaczy, że uczniom nie bardzo się spieszyło. Można odnieść wrażenie, jak gdyby rozczarowanie tym, co się stało walczyło z tlącym się gdzieś we wnętrzu przekonaniem „a myśmy się spodziewali”. Rozczarowanie…

Jak bardzo nasze domy są w tym roku podobne do Emaus. Miejsca rozczarowania. Planowaliśmy tak różne sprawy: ślub, wyjazd, matura… Wszystko miało być inaczej. Spodziewaliśmy się…

I nagle na drodze uczniów pojawia się On. Zaczyna wyjaśniać Pisma. Właściwie nie tyle wyjaśniać, co pokazywać, że gdyby było inaczej (gdyby nie cierpiał), to właśnie wtedy wątpliwości powinny zrodzić się w sercach uczniów. Tymczasem wszystko przebiegło zgodnie z planem. Skąd więc rozczarowanie?

No właśnie, zgodnie z planem, tylko czyim? Spodziewałem się. Czego? Że również Jego mogę omamić pobożnym „szczęść Boże”? Wszystko przebiegło zgodnie z planem, z tą różnicą, że zgodnie z Jego planem, nie moim.

Gdy jeszcze po ludzku uczniowie chcą Go zatrzymać, bo ma się ku wieczorowi, On znika im z oczu. To oni chcieli zapomnieć o Jerozolimie, po ludzku również Jego nie wysyłać w drogę po nocy. I nagle rozumieją, że On jest „słońcem nie znającym zachodu” (Exultet). I pomimo, iż jest wieczór (w tej samej chwili, kiedy zrozumieli) wracają do Jerozolimy.

Kiedy wrócę ja z pokładów moich rozczarowań? Gdy rozproszą się mroki mojego wieczora, gdy zrozumiem, że trzeba wracać ku nadziei. Gdy przyznam, że zawiódł nie On, tylko ja.

Miłosierdzie pamięcią Boga

Nie wystarczą już stare definicje pojęć. Kilkanaście lat temu zaczęto rozumieć, że zdrowie to nie tylko brak choroby, miłość i wierność to nie tylko brak zdrady, a pokój to nie tylko brak wojny. Przywołane pojęcia w kontekście ostatnich doświadczeń nabiorą wkrótce kolejnych znaczeń.

Skupmy się dzisiaj na pojęciu pokoju. Spróbujmy spojrzeć na pokój przez pryzmat jakości relacji. Relacje mają to do siebie, że z jednej strony trzeba je podtrzymywać i pielęgnować, z drugiej zaś – w relacji osobowej po każdej ze stron musi stać ktoś. Dlatego czynimy rozróżnienie pomiędzy relacją do rzeczy a relacją do osób. Tylko pierwsze można urzeczowić. Nie można zrobić tego w relacjach osobowych. Drugi człowiek nie może stać się rzeczą. Nie można urzeczowić Boga ani swojej relacji do Niego. Nie można też w stosunku do rzeczy pielęgnować relacji jak do osoby. Jednym słowem, miłością nie można opisywać wszelkich odniesień człowieka, do samochodu, sportu i bliskich.   

W naszym miłosnym rozdwojeniu potrzebujemy Boga, bo nawet w relacji do osób jesteśmy tylko tymi, którzy są „biedni w sercu” (misericordia) i kochają „biednym sercem”.

Trzeba więc zgodzić się, by biedę naszego serca i naszych relacji pokochał Bóg.

Dzisiaj wiara wyszła poza świątynię, prowokowana wirusem i oficjalnie dyspensowana. Ważne więc, byśmy sobie uświadomili, czy wiara wyszła poza świątynię, by ostatecznie zapomnieć i nie wrócić, czy też, byśmy przypomnieli sobie o świecie, o którym trochę „pobożnie” zapomnieliśmy.

Niedziela Miłosierdzia jest też pamięcią Boga o człowieku. Jak głosił św. Antoni z Padwy, rany Chrystusa w Wielkim Poście mówią nie o grzechach bezimiennego tłumu, ale o moich grzechach. Rany noszą konkretne imię. Po zmartwychwstaniu Jezus też zachował rany – rany chwalebne. Ale one również nie są symbolem zbawienia wszystkich, ale noszą konkretne imię osoby odkupionej. To w Jego ranach jest pamięć o nas, konkretnych. Do zmartwychwstania o grzechu konkretnego człowieka, po zmartwychwstaniu o jego odkupieniu. Ważne tylko, by dostrzec siebie w tych ranach, nie zapominając o tym co przed ani nie zatrzymując się przed tym, co po. Dlatego św. Paweł zawsze jednym tchem mówił o Męce i Zmartwychwstaniu, a Niedziela Miłosierdzia tę pamięć o biedzie człowieka i jego wielkości skupia w jednej tajemnicy. Tajemnicy pamięci Boga.

Czy za rok będą jeszcze święta?

Nie podejrzewając niczego, takie właśnie pytanie postawiłem w ubiegłym roku. Nie miało ono oczywiście nic z proroctwa, wypływało raczej z obserwacji zanikających tradycji religijnych, czy nieco głębiej, wypalającego się kontekstu wiary. Nagle pytanie przypadkowe stało się bardzo istotne.

Święta oczywiście będą. Może więc zapytam inaczej: nie „czy” będą święta, ale „jakie”?

W przedświątecznych rozmowach (dodam dla jasności – telefonicznych), niektórzy pytali mnie, czy po okresie pandemii ludzie wrócą do kościoła. Inni podkreślali, że dzięki mediom społecznościowym mogli zobaczyć takie szczegóły liturgii, których kiedyś, stojąc w tłumie nie dostrzegali.

Co jednak zrobić, by święta wróciły za rok, jakościowo ciągle głębokie? W Ewangelii Mateusza (i tylko u niego), Jezus mówi w kontekście Paschy o „urządzeniu” Paschy. Nie chodziło o celebrację, uczestnictwo, ale o dokonanie w taki sposób, w jaki nie dokonała się jeszcze nigdy. Co to może znaczyć dla nas? Może to, że skoro kontekst Paschy mamy niepowtarzalny, może warto nie tylko celebrować, ale dokonać Paschy. Dokonać, to znaczy przeżyć jak nigdy dotąd.

Jeżeli zmartwychwstaliśmy z Chrystusem, szukajmy tego, co w górze (List do Kolosan). To właśnie jest podpowiedź na pytanie „jak”? Wyjść z grobu można tylko z pomocą z zewnątrz. A kiedy się wyjdzie (nie mamy takiego doświadczenia, jedynie można sobie wyobrażać), wtedy człowiek chce patrzeć w niebo. Tylko ktoś, kto nie ma zdrowych zmysłów, chciałby z powrotem wrócić do grobu (nie-zmartwychwstać). A jeśli grobem jest „stary człowiek”, i jeśli święta są szansą na wyjście z grobu, to czy człowiek o zdrowych zmysłach chciałby do niego wracać?

To właśnie oznacza „dokonać” Paschy. A warto zrobić to w tym roku. Z wielości powodów przywołam dwa: może już nigdy nie będzie tyle czasu w święta na refleksję, i drugi, a może to jest ostatnia Pascha?