I tylko wolnym być…

W powszechnej świadomości bycie wolnym kłóci się z takimi określeniami jak wyrzeczenie czy rezygnacja z czegoś. Człowiek wolny nie wyrzeka się i nie rezygnuje, tylko bierze pełnymi garściami z tego, co daje mu życie. Czy rzeczywiście tak jest? Ewangelia mówi, że lisy mają nory, można by dopowiedzieć – Kowalscy domy i działki, a Nowakowie co prawda wynajmują, ale w wakacje zwiedzili już prawie cały świat. Którzy są więc prawdziwie wolni i czy rzeczywiście jest tak, że skoro lisy mają nory, to człowiek musi mieć dom z cegły?

Człowiek musi w życiu mieć dom, ale musi też mieć cel. Czasami mając dom bez większego celu, po czasie do tego domu nie wraca, bo nie jest on już po drodze do celu. Nie warto więc budować zbyt drogich domów, gdyż to cel pokazuje, gdzie mam mieszkać, a nie zbudowany dom wyznaczać cele.

W ten sposób dochodzimy do istoty dzisiejszego tematu, a więc do stwierdzenia, że bycie wolnym nie oznacza bycia wolnym od wszystkiego. Przeciwnie, bycie wolnym oznacza bycie wolnym do czegoś. To zaś pociąga wyrzeczenie się czegoś innego. Skąd jednak wiedzieć czym jest owo coś większego, dla którego wyrzekam się czegoś mniejszego?

Cel na dziś, na tydzień, na miesiąc, a nawet na całe życie i dalej. Kiedyś nazywano to celem ostatecznym. Rozumiem go jako odpowiedź na pytanie: Jak daleko widzę? Cel ostateczny to pokazanie, że jestem dalekowzroczny i to co robię wpisuję w jakiś większy cel i sens. Oczywiście znajdą się po drodze osoby, które będą chciały pokazać, że takie myślenie nie ma sensu, że wystarczy lisia nora, trochę rozrywki i politycznych obietnic, za które można oddać wolność. Oczywiście otrzymuję coś w zamian za ambitne cele. To trochę tak, jak gdyby wyobrazić sobie przysięgę małżeńską wyrażoną w takiej formule: ślubuję ci miłość, wierność w Warszawie, ty będziesz fryzjerką, ja magazynierem w Biedronce… aż do śmierci. Śmieszne?

W wolności zawsze będzie wracała pokusa, aby wyśmiać cel wyrzeczeń. Sięgnijmy jednak po najbardziej banalny przykład, jakim jest dieta. Można być od niej wolnym, nawet łatwo tę wolność w ludziach zauważyć. Czy tak chcemy wyglądać również intelektualnie i duchowo?

Chyba więc trzeba się zgodzić ze stwierdzeniem, że prawdziwą wolność mierzy się zdolnością do wyrzeczeń i rezygnacji.

Porównanie czy doświadczenie?

Można wyobrazić sobie sytuację, gdy ktoś pyta mnie o zdanie na temat konkretnej osoby: Kim ona jest dla mnie? Próbując udzielić odpowiedzi, mam dwie opcje: odpowiedzieć porównując ją z innymi osobami lub odwołując się do własnego doświadczenia. Kiedy jestem w stanie tylko porównać z kimś innym, oznacza to, że tej osoby nie znam zbyt dobrze.

Tak możemy odpowiadać na pytanie o osoby nam bliskie, ale również o naszą przynależność polityczną, społeczną, a nawet o wiarę. Będzie można odpowiedzieć porównaniem albo doświadczeniem. Prościej, odwołaniem się do czegoś poza mną lub odwołaniem się do osobistego doświadczenia i przekonań.

Wniosek: ile osób, sytuacji, obszarów przynależności oceniam przez pryzmat porównania z czymś innym, a ile odwołując się do osobistego doświadczenia? Świadczyć można tylko o tym, czego się doświadczy. Gdy zaś nie ma osobistego doświadczenia, wtedy świadectwo jest niemożliwe albo puste i nieprzekonujące.

Warto postawić sobie to pytanie, bo od odpowiedzi na nie zależy to, czy ja w ogóle mam poglądy, przekonania, preferencje, czy też jestem „człowiekiem bez właściwości”, to znaczy wiem tyle, ile wiedzą inni? Jest to o tyle ważne, że ta odpowiedź wskazuje również, ile mnie jest we mnie.

Może więc warto zmienić podstawowe źródło swoich przekonań: rozum zamiast mediów!

Prawo do P(p)rawdy

W uroczystość Trójcy Świętej chrześcijanie przywołują ideę mówiącą o tym, że Trójca jest prawzorem życia i to w szerokim zakresie: życia w ogóle, małżeństwa, życia społecznego. I jak to z ideami bywa, im szczytniejsze, tym trudniejsze do przełożenia na konkrety życia. Postawmy sobie więc pytanie, w czym i jak ten ideał może przełożyć się na naszą codzienność?

Ojciec. Wyobraźmy sobie sytuację skrzywdzenia. Stoimy na ulicy, jesteśmy sami. A właściwie samotni. Skrzywdzeni przez jednych, pozbawieni innych. I druga sytuacja, skrzywdzeni tak samo, ale mający się do kogo przytulić, by znaleźć wsparcie. Ojciec uczy, że człowiek nie musi być samotny.

Syn. Nie jesteśmy aniołami. Niewiele mniejsi, ale zawsze. Dotknięci i dotykający słabościami, decyzjami. Możemy rozliczyć się po ludzku, możemy pokazać „autentyczność”, to znaczy, jacy jesteśmy. Ale kto weźmie cudzą winę na siebie, kto z nas ludzkimi środkami wykupi się z własnej. Nie musimy być obciążenie winą.

Duch Święty. Można uczyć się o tajemnicy. Można o niej mówić, ale kto nauczy w nią wejść? Można prosić o rzeczy banalne, bo już nie wierzy się w spełnienie wielkich. A można dać się wprowadzić w samo centrum tajemnicy.

Człowiek cielesno-duchowy. Ma prawo do prawdy o pochodzeniu, nawet jeśli rodzina, nawet ojciec nie są tego warci. Ma prawo do prawdy o Bogu i Kościele, nawet jeśli trzeba przejść przez „czarne karty” historii i współczesności.

Tego prawa do P(p)rawdy nikt nie może nas pozbawić, nawet jeśli odkrycie jej, nawet intuicyjnie, kojarzy się z bólem. Nie musimy udawać, że jesteśmy otoczeni tłumem, więc nie samotni. Nie musimy udawać lepszych, bo nawet gorsi mają szansę. Nie musimy zadowalać się powierzchownie, bo mamy prawo do tajemnicy.

Nie jesteśmy „znikąd” i „donikąd” nie musimy zmierzać.

Verified by ExactMetrics