e498ee5c26e7c78a84d1e8f5cd99a033

Wierność samemu sobie

Znamy dobrze takie postawy jak cierpliwość, wszechmoc, sprawiedliwość. Znamy też dobrze i takie: brak cierpliwości, ograniczoność powodowana wiekiem czy słabnącą pozycją. Pozornie posiadamy te pierwsze, z tą jednak różnicą, że mamy je na określony czas i przeżywamy je w czasie. Nie jesteśmy wieczni. Zaczynamy z czasem niedomagać.

Jednak to nie ograniczony czas przywołujemy na usprawiedliwienie naszych niedomagań. Najczęściej przywołujemy innych. A do prawdziwości teorii potrzebujemy potwierdzenia w praktyce. Zatem skoro inni są przyczyną naszego niespełnienia (teoria), to dowodem na to są choroby, nieszczęścia a jako najsilniejszy argument – piekło (praktyka). Oczywiście piekło dla innych, bo piekło to inni. Kto z nas wierzy w istnienie piekła dla siebie?

A czy ci „inni”, którym dzieją się złe rzeczy są gorsi od nas?

Człowiek lubi to, co potężne. Czym jest mały owoc wobec ogromnego drzewa? Dlatego inwestujemy w drzewa – wielkie i silne. Tylko, że sad owocowy tylko na pierwszym etapie wiążę się z sadzeniem drzew. Na drugim zakłada owoce.

Istotą drzewa owocowego nie jest to, że stoi i rozrasta się. Istotą jest owocowanie. Podobnie jest z wiernością samemu sobie. Doświadczyłem tego pracując w jednej z dzielnic Warszawy, w środowisku z wysokim stopniem patologii i nieprzystosowania społecznego. Niesamowita zbieżność słów i czynów. Co powiedzieli, to zrobili. Pozornie godna podziwu wierność samemu sobie i swoim „ideałom”.

Czemu ja jestem wierny? Wartościom, które sam wymyślam, schematom, które nazywam ideałami, uporowi, który zastępuje stałość i cnotę? Wierność samemu sobie to za mało. Tak jak zbyt słabym usprawiedliwieniem dla drzewa owocowego jest to, że rośnie.

Trzeba jeszcze owocować. Bo po owocach nas poznają, a nie po wielkości gałęzi i struktur, nawet najświętszych.

Polityka historyczna

Wielki Post wielu osobom, zwłaszcza wierzącym, kojarzy się z koniecznością przemiany. Można postawić pytanie, w czym konkretnie ma się ona wyrażać? Odpowiedzi jest wiele. Proponuję następującą triadę: zachwyt – otwartość – przyjęcie konsekwencji.

Zachwyt. Z zachwytem jest podobnie jak z poniedziałkiem po niedzieli i jak z pierwszym dniem pracy po urlopie. Człowiek nie nadaje się do życia. Nie lubimy poniedziałków. Może dlatego, że człowiek świętował i teraz nie wie co z tym zrobić. Odpoczywał, a nie odpoczął. Sztuka przełożenia zachwytu na życie jest nie lada umiejętnością.

Otwartość. Pozornie to takie proste. Przychodzi nowe – przyjmuję. Ktoś mówi – słucham. A jednak otwartość sprowadza się czasem do czegoś zupełnie innego. Mam swoje widzenie spraw. Przychodzi nowe – otwarcie kontestuję. Ktoś mówi – otwarcie zaprzeczam. Ktoś dzieli się tym, co zobaczył – otwarcie przekonuję, że nie widział.

Przyjęcie konsekwencji. Można mieć wspaniałe doświadczenia, swoiste „szczyty” egzystencjalnych uniesień, tylko problem polega na tym, że nie umiemy z tych szczytów zejść… w codzienność.

Przyszłość jest po przeszłości, jak wolność po wyznaniu prawdy, jak życie po śmierci. I czasami paradoksalnie próbuje się lokować przyszłość w przeszłości, w nieustannych powrotach.

Tak właśnie przebiega polityka historyczna ludzi bojących się życia, prawdy, przyszłości. Można ten lęk okrasić szacunkiem dla tradycji, konserwatywnymi poglądami, brakiem zainteresowania nowinkami, a nawet silną wiarą (w przeszłość).

A może to zwyczajny lęk? Lęk przed umieszczeniem przyszłości w przyszłości.

Pomiędzy teorią spiskową a naiwnością

Gdyby zapytać o to, co najbardziej pozwala manipulować człowiekiem w życiu społecznym, łatwo można by odpowiedzieć: spisek albo naiwność. Życie potwierdza to doskonale. Jak łatwo opisać życie teorią spiskową. Irracjonalna? Tym lepiej! Dzięki niej od razu wiemy czyja wina, kogo oskarżyć, kogo ostatecznie próbować wyeliminować z gry. W taki sposób pozbywamy się konkurencji, rywali politycznych, konkurentów w drodze do kariery. I nawet jeśli teoria spiskowa jest mało racjonalna, to w bardzo prosty sposób tłumaczy rzeczywistość. Ile trudu trzeba by włożyć w poznanie prawdziwych mechanizmów pewnych zdarzeń, ile kosztowałaby prawda?

Z kolei naiwność przychodzi jako drugi etap irracjonalności. Skoro już wiemy, kto nam coś zrobił, teraz musimy zwrócić się we właściwą stronę o pomoc. Jeśli jeszcze ktoś daje nam to, czego nie mamy, można taką postawę zrozumieć. Ale najbardziej naiwnie ufamy tym, którzy próbują nam sprzedać nie swoje. Szczytem zaś naiwności jest kupowanie tego, co już od dawna jest, a przynajmniej powinno być nasze.

Tak dzieje się w polityce, tak dzieje się w religii. Gdyby zapytać o przyczyny wyboru tego co łatwe, są nimi unikanie wysiłku i prosty, przyswajalny język. Człowiek nie lubi wysiłku, zwłaszcza gdy życie na nim tego nie wymusza. Nie lubimy przepłacać, a czasem wręcz nie lubimy płacić. Kiedy więc ktoś w naiwny sposób obiecuje nam tani chleb, spełnia nasze najskrytsze pragnienia. Posiadać bez wysiłku. I nawet jeśli w dłuższej perspektywie niczego nam nie da, zawsze można odwołać się do drugiej teorii – spiskowej. A język? Zamiast uczyć się obcego i trudnego języka rozumu, wolimy język „bezwysiłkowy” – instynktu, magii i naiwności.

Pokusa pierwotnie atakuje nasze najniższe instynkty, ale wtórnie pożera niestety nasz rozum. A wystarczyłoby, zamiast sprzątać w życiu skutki pokus, po prostu chwilę pomyśleć. Nie wierzyć w tani chleb, bo poniżej kosztów nikt nie zejdzie. Nie kupować od złodzieja, bo będzie trzeba oddać. Nie opowiadać się pochopnie za mesjaszami, bo – wcześniej czy później – będziemy potrzebowali wybawienia właśnie z ich wpływu.

Pokusa kontra rozum, pokusa kontra prawdziwa wiara. Niby to wiemy, a jutro znowu będziemy tłumaczyć świat teorią spiskową i własną naiwnością.

I nie potrzeba nam szatana – wystarczy, że rozum śpi.

Verified by ExactMetrics