Miłość: droga jednokierunkowa

Uczeni w piśmie (bo często chodzi tylko o uczoność), mają tendencję do komplikowania spraw prostych, do robienia rozwidleń, nawet tam, gdzie droga jest prosta i nie ma nawet najmniejszej naturalnej przeszkody. Powadze rozwiązań ma służyć słowo „złożoność”. Tymczasem największym problemem dla uczonych w piśmie jest ich własna „złożoność”. Uczony w piśmie boi się słowa miłość i mówi o niej nieporadnie, jak kilka dni temu jeden z młodych „patriotów” próbował mówić o miłości ojczyzny.

Sprawa jest o wiele prostsza i dlatego trudna. Prostsza, bo miłość jest jednokierunkowa i każda próba budowania czegoś od drugiej strony jest po prostu pod prąd. To trochę tak, jak gdyby wyobrazić sobie rzekę, która ma dwa źródła płynące w przeciwnych kierunkach, i zastanawianie się, który nurt przebije się i nada kierunek rzece.

Bóg jest jedyny. Będziesz miłował Boga (przyjmiesz Jego miłość) i bliźniego jak siebie samego (to znaczy tą samą miłością, tym samym nurtem). Ani miłość do Boga nie jest „pod prąd” miłości do człowieka, ani miłość do człowieka nie jest „pod prąd” miłości do Boga. Każde płynięcie „pod prąd” miłości Boga jest po prostu płynięciem pod prąd.

Słowem, które jest w stanie „egzorcyzmować” wszelkie przejawy życia jest słowo „miłość”. Nie ostoi się królestwo wewnętrznie skłócone. Nie da się zamknąć w tej samej przestrzeni miłości i nienawiści. Bóg jest jedyny, a więc nie ma dwóch kierunków jedynej miłości. Problem polega na tym, że w takiej miłości płynącej z jednego źródła nie ma miejsca na prywatne jej rozumienie, egoizm, dzielenie ludzi. Jedyny sensowny podział to ten, który dzieli ludzi na tych, którzy chcą kochać i tych, którzy chcą nienawidzić. Wewnątrz prawdziwej i jedynej miłości inne podziały nie występują.