Wątpię, więc…

Wątpliwości w wierze znalazły już swoje trwałe miejsce w katalogu spraw istotnych, poruszanych w kontekście wiary. Nawet zdołały podzielić wierzących na tych, którzy w wątpliwościach upatrują istotę wiary i na tych, którzy nie bardzo rozumieją, po co wątpić, skoro można wierzyć. Interesujące mogłyby być dopełnienia zdania: Wątpię, więc…

Zacznijmy od tych, dla których wątpliwości są formą swoistej subtelności wiary. Tylko człowiek prosty (czytaj: niewykształcony) wierzy, intelektualista wątpi, zaś prawdziwy intelektualista podaje w wątpliwość nawet to, w co wątpi. Z tego zachwytu nad wątpliwościami wyprowadza nas Jezus pytaniem, dlaczego wątpliwości budzą się w naszych sercach? Wątpię, bo jest zło? Przecież sam bywam jego przyczyną. Wątpię, bo cierpienie? Mesjasz też musiał cierpieć. Wątpię, bo Bóg nie podąża za wszystkim co wymyślę? Jeśli mam choć trochę odpowiedzialności za drugiego człowieka to wiem, że nie zawsze mogę przystać na wszystko. Ale są również wątpliwości, które warto zachować. One nie dotyczą przedmiotu wiary, ale mojego aktu wiary. Wątpię, czy moja wiara jest zawsze taka czysta, a pobożność nie maskuje wewnętrznej brzydoty. Pytanie jednak pozostaje: Dlaczego łatwiej wątpić niż wierzyć?

Światło. Może to brzmi dziwnie, ale tak naprawdę nikt z nas nie widział słońca. Nie przypatrzył mu się z bliska, dłużej i dokładnie. A przecież nikt nie wątpi, że słońce istnieje. Wystarczy nam patrzenie na to, co oświeca, by rozwiać wątpliwości co do jego istnienia. Nie robi się zdjęć pod słońce, bo wszystko staje się cieniem. Trzeba nauczyć się patrzeć na świat oczami słońca, wtedy widzi się to, co ono oświetla. Podobnie jest z Bogiem. Patrzenie z pychą na tajemnicę nic nie daje. Widzi się tylko cień wiary, Kościoła, wierzących. Właśnie dlatego Boga poznaje się ze stworzeń. Bo kiedy patrzę na tajemnicę, wtedy nie widzę i nie rozumiem nic. Kiedy patrzę oczami tajemnicy, zaczynam widzieć wszystko.

To światło jest potrzebne naszemu rozumowi i sercu. Rozmyślanie o czymkolwiek nie jest jeszcze rozmyślaniem chrześcijańskim. Modlitwa myślna zaczyna się wtedy, gdy Bóg nawiedza myśl i ona zostaje przyjęta jako dar. Podobnie serce. Nie wystarczy psychologiczne badanie sfery uczuć. Trzeba Bogu pozwolić nawiedzić serce. Tylko wtedy warto słuchać serca i kierować się rozumem. Inaczej mamy dwie rzeczywistości, które mogą zwodzić człowieka i budować fałszywą pobożność – bezduszną, gdy nie ma w niej serca, magiczną, gdy nie ma w niej rozumu.

Te dwie drogi wątpliwości wskazują jeszcze na coś innego: na prawdę i na piękno. Za często chcemy piękna bez prawdy. Takiej „buźki” chrześcijańskiej, na której nie ma śladów ani myślenia, ani cierpienia. Tymczasem Zmartwychwstały pokazuje, że blask chwały (niewątpliwe piękno) jest jednocześnie prawdziwe (ranami po męce). Tak też wygląda życie człowieka. Jest piękne, bo zachowuje ślady przezwyciężonych momentów prawdy o sobie. Jest piękne, bo pokazuje wszystkie nasze rany, zdrady, nałogi w nowym świetle przezwyciężenia. Wtedy też zaczynamy rozumieć, że nawrócenie, to nie jest przejście z prawdy (bolesnej) do piękna (bezmyślnego), ale że jest to powiązanie prawdy i piękna. I tego właśnie mamy być świadkami.

Świadkowie zmartwychwstania, czyli czego?

Wy jesteście tego świadkami! Świadkami zmartwychwstania, o którym opowiada pusty grób. Świadkami zmartwychwstania, czyli opowieści innych. Świadkami zmartwychwstania, w które często sami nie wierzymy. Czego więc świadkami są świadkowie zmartwychwstania? Pytanie niełatwe, ale ważne i dlatego trzeba podjąć niełatwą próbę odpowiedzi.

W liturgii często słyszymy słowa „przekażcie sobie znak pokoju”. Ale o jaki znak chodzi, a właściwie, czy w ogóle chodzi o znak. Raczej chodzi o to, byśmy przekazywali pokój. Jeśli zaś mowa o znakach, to sugeruje, że pokój musi wyrażać się w czymś konkretnym.

Pokój jako dar. Nie chodzi wyłącznie o ludzki wysiłek, czy o zewnętrzny brak wojny. Trochę jak z chorobą. Zdrowie to nie tylko brak choroby, ale jakieś pozytywne wymiary egzystencji człowieka. Chodzi więc o pokój wewnętrzny, ten zaś wyraża się w postawie – myślę o Bogu i jestem spokojny, bo będąc z Nim nie może mnie spotkać zło.

Pokój jako misja. Misja jest czymś do przekazania, co zaś przekazać mówiąc pokój? Przekazać Jezusa niosącego pokój, Jezusa, który jest naszym pokojem. Chodzi więc o naśladowanie, a pierwszym wymiarem pokoju, który przynosi Jezus jest dialog. Pokój otrzymujemy w liturgii, a cała liturgia jest usiana dialogiem. To nie są nakazy – w górę serca, idźcie w pokoju! Chodzi raczej o zachęty, które domagają się odpowiedzi. Pokój to także sprawiedliwość, która wyraża się w tym, że Bóg przebacza więcej niż zasługuję, bym ja mógł przebaczyć więcej niż ktoś na to zasługuje. Naśladować, czyniąc pokój.

Pokój jako cierpliwość. Oznacza on akceptację niepewności, czyli pogodzenie się z tym, że nie na wszystkie pytania odpowiedź pada od razu. Zamiast szukać odpowiedzi chrześcijanin jest wezwany do pogłębiania życia duchowego. Nie chodzi więc o prymitywnie postawione pytania, bo one nic nie dadzą. Jeśli np. zapytam Boga, kiedy umrę? – może paść odpowiedź: Jutro! I nie wiem, czy to przyniesie pokój? Chodzi raczej o pokój wewnętrzny, z którym czekam na odpowiedź, która kiedyś nadejdzie.

Jest jeszcze jeden istotny aspekt pokoju. Zdanie z drugiej części Ewangelii na Niedzielę Miłosierdzia. „Komu grzechy zatrzymacie…”. I nie jest to odniesienie do arbitralnych odpowiedzi różnych kapłanów. Chodzi o zrozumienie rzeczywistości mojego życia. Czasem, kiedy próbuje się coś zrozumieć, trzeba się zatrzymać, a kiedy człowiek bezmyślnie chce biec dalej, ktoś musi go zatrzymać, by zrozumiał. Taka właśnie jest rola i sens tych słów. Zatrzymać mnie, bym mógł zrozumieć, a rozumiejąc świadomie przyjąć.

Na koniec problem wątpliwości w wierze, które zdają się być nieodłącznym elementem każdego wierzenia. Kto bezrefleksyjnie wierzy na początku, doczeka się wątpliwości na końcu drogi. Kto ma odwagę rozpocząć od wątpliwości, doczeka się pogłębienia swojej wiary. Wątpliwości są bowiem wyrazem pragnienia osobistego doświadczenia. Nie chcę wierzyć, bo inni wierzą, nie chcę powtarzać, co inni mówią. Chcę wierzyć, więc wątpię, bo chcę doświadczyć.