A jednak Prawda…

Minął miesiąc od ostatniego wpisu. Nie zapomniałem oczywiście o swoich Czytelnikach, nie popadłem też w jakąś szczególną chorobę. Po prostu pomiędzy tymi wpisami była Pascha, szczególny dla wierzącego moment przejścia ze śmierci do życia. I tak się złożyło, że owo przejście odzwierciedliło inne: z kłamstwa do prawdy.

Kilka słów wyjaśnienia dla tych, którzy i tak nie zrozumieją.

Spotykamy na swojej drodze różnych ludzi. I kiedy w ludzkich relacjach pojawia się kłamstwo, wtedy nawet to nie tworzone przez nas, lecz nas dotykające zabiera sen z powiek. Czasem towarzyszy temu nawet pokusa pójścia na kompromis, jakaś częściowa zgoda na półprawdy. Ale one też nie dają spać.

Dla kłamstwa trzeba umrzeć, żeby narodzić się do prawdy. A do tego potrzeba czasu…

Poranek zwiastował Paschę. I taki właśnie poranek Prawdy przychodzi, jeśli człowiek kłamstwu się nie podda. Obumieranie oczywiście boli, ale nagroda jest niewspółmierna do cierpienia.

Bo prawda potrafi być wdzięczną towarzyszką. Zabierając to co niszczy życie, daje życie prawdziwe: prawdziwe relacje, prawdziwych ludzi… i sen.

Warto żyć dla prawdy, by sumienie mogło spokojnie spać. Warto uśmiercać kłamstwo niesione przez drugiego człowieka – nawet jeśli boli. Bo Prawda rzeczywiście wyzwala ku Nowemu. A nowe jest jak jutro – wolne od błędów.