Tajemnica Krzyża błyska…

Każdy, kto zna tradycję chrześcijańską, odnajdzie w tych słowach fragment starej pieśni pasyjnej. „Króla wznoszą się ramiona, tajemnica Krzyża błyska…”. Według tradycji liturgicznej od piątej niedzieli Wielkiego Postu do Wielkiego Piątku krzyże w kościołach zostają zasłonięte.  Można to odczytać jako jeden ze znaków liturgicznych – licznych, ale już coraz mniej zrozumiałych. Można też w tym prostym znaku dostrzec głębię tajemnicy.

Człowiek z natury lubi przywiązywać się do szczegółów. Kiedy na coś patrzymy, staramy się dostrzec ich jak najwięcej. Mamy więc w tradycji pasyjnej policzone wszystkie gwoździe, mamy niezliczone badania dotyczące wyglądu korony cierniowej, mamy szczegółowo odtworzony przebieg drogi krzyżowej, męki. Interpretujemy proces Jezusa, tak jak interpretuje się procesy sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Mnóstwo szczegółów, na których poznanie wierzącemu, który jest zaangażowany w pracę, w życie rodzinne – po prostu brakuje czasu. Czwarta i piąta niedziele Wielkiego Postu są jednak szczególnie ważne. Czwarta wzywa, by nie stracić radości, bo ten pozornie smutny czas prowadzi do zwycięstwa Zmartwychwstania. Piąta niedziela wzywa do bezpośredniego przygotowania się do tajemnicy Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. I właśnie ten zasłonięty krzyż ma nam w tym pomóc.

Tajemnica Krzyża błyska. Zawiesić poszukiwania Boga na wzór detektywa wiary. Zawiesić prześciganie się w umartwieniach i postach. Zawiesić zbędne pytania. Nie doszukiwać się w tych wydarzeniach jakichś sekretów Boga. Spuścić zasłonę na to wszystko, co prowokuje odsłonięty krzyż, obraz, rzeźba. Spojrzeć na tajemnicę krzyża z zasłoniętymi oczami i zmysłami. Spojrzeć sercem. Nie pytać, jak uczniowie w dzisiejszej Ewangelii – kto nam pokaże Jezusa?

Żeby zobaczyć sens Krzyża nie potrzeba oczu. Zasłona przestaje przeszkadzać, ponieważ zamyka nasze spojrzenie na to co zbędne, a otwiera oczy serca na to co najważniejsze. Odsłonięty krzyż ma niewiele tajemnic, zwłaszcza, gdy patrzy się na niego nie pierwszy raz. Prawdziwą tajemnicę odkrywa się przez zasłonę dla zmysłów, która jednocześnie staje się czymś nad wyraz czytelnym dla serca. Nie liczą się szczegóły cierpienia Jezusa, nie liczą się szczegóły naszych poświęceń. Liczy się jedno: Czy pod zasłoną widzę to co najważniejsze – miłość Boga do człowieka. Tylko w wyciszeniu zmysłów, któremu służy symboliczna zasłona w kościołach, może rozbłysnąć tajemnica Krzyża, tajemnica miłości. Bez słów, bez zbędnych pośredników, w prostocie, największej na jaką człowieka stać. Miłość nie potrzebuje komentarza.

Radość Wielkiego Postu

Wielki Post kojarzy się raczej z umartwieniami (naszymi), postami (naszymi), nawróceniem (naszym), modlitwą (naszą) i jeszcze kilkoma „naszymi” obowiązkami, które dołożone do i tak niełatwego życia wcale z radością się nie kojarzą. Tymczasem odkrycie istoty Wielkiego Postu zachęca do zupełnie innego spojrzenia na ten okres – w wierze nie widzimy tych wszystkich „naszych” poświęceń, ale prawdziwą radość.

Kiedy zastanawiamy się nad pontyfikatem papieża Franciszka można odnieść wrażenie, że jest to papież radości. Przywołajmy tytuły najważniejszych dokumentów: Evangelii gaudium – radość Ewangelii, Veritatis gaudium – radość prawdy czy Amoris laetitia – radość miłości. Wszystkie te dokumenty są przepełnione radością. Oczywiście radość nie pochodzi z lekkości tekstu czy banalności problemów; problemy bowiem, których dotykają te dokumenty są naprawdę ciężkiego kalibru. Ale w każdym z nich przebija jedno – radość ze spotkania Jezusa Chrystusa jako Tego, który jest centrum ewangelizacji, jako Tego, który w naukowym poszukiwaniu prawdy prowadzi do prawdy osobowej i wreszcie jako Tego, który miłości małżeńskiej, tak często rozdzieranej zdradą i niewiernością, daje radość odnalezienia prawdziwego sensu, Boga, który jest źródłem i celem każdej miłości.

Można jednak zastanowić się, czy ta radość papieża Franciszka to sens nauczania Kościoła czy cecha charakteru osoby? Może więc warto przywołać cytat innego papieża, który co do pojmowania radości staje jakby na drugim krańcu – radości tonowanej intelektem, racjonalnością, wyzbyciem się emocjonalnego stosunku do wiary. Benedykt XVI napisał w jednej z encyklik takie słowa: „Czy Kościół swymi przykazaniami i zakazami nie czyni gorzkim tego, co w życiu jest najpiękniejsze? Czy nie stawia znaków zakazu właśnie tam, gdzie radość zamierzona dla nas przez Stwórcę ofiarowuje nam szczęście […]”?

Najprościej mówiąc, radość to odkrycie tego co najważniejsze. To odkrycie sprawia, że człowiek zaczyna się radować. A w Wielkim Poście mamy wystarczająco powodów do radości. Po pierwsze to, że łaską jesteśmy zbawieni. Łaską, a nie uczynkami. To ona jest pierwsza i bez niej wszelki uczynek byłby tylko imitacją chrześcijaństwa. Po drugie radość wynika z faktu, że Bóg umiłował świat tak bardzo, że Jego wolą jest zbawić, a nie potępić. Po trzecie kto wierzy już został zbawiony, a kto nie wierzy, już został potępiony. A nie wierzy w Boga ten, kto już osądził człowieka, kto wie lepiej, kogo Bóg zbawi, kto swoje uczynki przedkłada nad łaskę, którą daje Bóg komu zechce.

Z czego więc cieszyć się w Wielkim Poście? Z tego, że łaska jest większa niż uczynki, że Krzyż jest większy od grzechu, że zbawienie jest silniejsze od potępienia i że sąd Boży jest ważniejszy niż sąd ludzki. To jest właśnie odkrycie sensu Wielkiego Postu, sensu, który niesie radość.

Handel świątynny – dwa tysiące lat później

Zbliżała się pora paschy żydowskiej… Czas szczególny dla każdego wierzącego Żyda, nie tylko dlatego, że wpisywał się w rytm świąt religijnych, ale dlatego, że miał przywoływać największe wydarzenie dla wierzącego człowieka – wyjście z niewoli. Tymczasem został on przyćmiony przez handel świątynny. A czy dzisiaj, dwa tysiące lat później, handel świątynny nie jest ciągle największą przeszkodą dla człowieka, który szuka wolności i prawdy? Nie chodzi oczywiście o kioski z gazetami czynne w niedzielę. Chodzi o coś znacznie poważniejszego – kupczenie w sercu tym, co należy do istoty wiary – kupczenie swoją własną wolnością i prawdą.

Wyjście Boga do człowieka rozpoczyna się słowami o Bogu jedynym i o wyprowadzeniu z domu niewoli. Czas paschy jest więc momentem, w którym wierzący stawia sobie pytanie o jedyność Boga i o swoje rozumienie wolności. Skąd tak naprawdę płynie moja wolność, od czego i ku czemu mam być wolny, i wreszcie, gdzie tę wolność mogę na nowo odkrywać, by się nią cieszyć?

Świątynię budowano czterdzieści sześć lat. To więcej niż jedno pokolenie. Nie była to już pierwsza świątynia Salomona, nie była to też świątynia, skromniejsza, odbudowana po powrocie z niewoli babilońskiej. Była to świątynia Heroda, która miała zachwycać swoim rozmachem, która ostatecznie miała pokazać, kto jest wielki i komu zawdzięcza się wolność. Symbolem rozmachu były dziedzińce, na których dokonywało się sprzężenie religii i świata pogańskiego. Tak właśnie nazywało się pierwsze miejsce na drodze do najświętszej części świątyni – dziedziniec pogan. To na nim każdy człowiek, nawet niewierzący miał odkrywać przedsmak świątyni. Tymczasem miejsce to stało się targowiskiem w najgorszym znaczeniu.

Na pozór w handlu świątynnym nie było nic złego. W świątyni nie można było składać ofiar z pogańskich pieniędzy, gdyż one zawierały często obrazy władców. Nie będziesz czynił podobizny… Wiedział to każdy Żyd, dlatego musiał skażony pieniądz wymienić na walutę świątynną. Również składając ofiarę ze zwierząt nie można było składać na ofiarę zwierząt ze skazą. Pobożny Żyd, który często pokonywał długą drogę musiał więc nabyć zwierzęta ofiarne na miejscu. To wszystko sprawiało, że przy pobożności jednych, zaczął się prawdziwy zysk innych. Na ten właśnie dziedziniec pogan wszedł Jezus.

Wszystko na nim było symboliczne. Bankierzy byli symbolem ludzkiej chciwości, woły ofiarne ociężałości ludzkiego serca, barany – głupoty, a gołębie niestałości. Zewnętrzny chaos przeradzał się w ten sposób w wewnętrzne nieuporządkowanie.

A dzisiaj – handel świątynny dwa tysiące lat później? Co dostrzeże człowiek jeszcze niewierzący na dziedzińcu pogan? Właśnie te cechy, które zbulwersowały Jezusa: chciwość, hołdowanie niskim pragnieniom, głupotę i niestałość. To właśnie dziedziniec pogan, który miał dawać do myślenia, daje do zgorszenia. Zanim człowiek przebije się przez te niesławne cnoty, czasem zdąży już zrezygnować z takiego poszukiwania wiary i Boga.

Zburzcie tę świątynię. Gra słów w tekście oryginalnym rozgrywająca się pomiędzy świątynią z kamienia a świątynią serca. Zburzcie tę pierwszą. Porzućcie handel z Bogiem. Nie da się Boga prosić o wsparcie ludzkiej chciwości, nie można spodziewać się błogosławieństwa niskich pragnień, nie opakuje się wiary w głupotę, nie otrzyma się nagrody za niestałość.

Zburzcie tę świątynię przerobioną na targowisko, a Bóg zbuduje prawdziwą w ludzkim sercu. To jest właśnie istotą przesłania dzisiejszej niedzieli.

Verified by ExactMetrics