Mamona – wersja współczesna

Nie można dwom panom służyć. Znane powiedzenie, najczęściej jest sprowadzane do pieniędzy. Natomiast – nawet w języku potocznym – używamy pojęcia „mamić” i nie zawsze oznacza ono pieniądze.

Co więc oznacza mamona? Zgodnie z etymologią, oznacza szybki zysk, odciąganie od prawdy, właśnie mamienie. Co w tym kontekście oznacza, że „nie można dwom panom służyć”? Oznacza, że nie można po części służyć prawdzie i po części mamić, czyli od niej odciągać.

I nagle okazuje się, że z Mamoną mają problem nie tylko ludzie bogaci. Z Mamoną mamy problem wszyscy.

Pokora…

Pokora – prawda o człowieku rozpięta pomiędzy pierwszym i ostatnim miejscem. Problem w tym, że zarówno pierwsze, jak i ostatnie miejsce jest… jedno. Przypomina to arystotelesowskie „grzeszenie” przez nadmiar i niedomiar. Natomiast w prawdziwej pokorze chodzi o prawdę. Pozostając na poziomie empirycznej weryfikacji można powiedzieć, że prawdziwa pokora zaczyna się nie tyle na poziomie „złotego środka”, co raczej na przedostatnim stopniu kariery. Kiedyś żartobliwie określano, że pierwsze miejsce jest początkiem niekompetencji człowieka. Gdyby się „uniżył”, wtedy zajmie miejsce właściwe dla siebie.

Czym jest jednak pierwsze (najważniejsze, najwłaściwsze) miejsce dla człowieka? To miejsce realizacji najwłaściwszego powołania, talentu, zestawu osobistych kompetencji. Słowem, miejsce najpełniejszej realizacji siebie. Dlatego jest ono pierwsze, bo najważniejsze i najwłaściwsze. Nie rodzi się jednak z porównywania z innymi, z rankingu pozycji, lecz z rzetelnego bilansowania swoich mocnych i słabych stron.

Nie ma więc ani wzoru, ani prostej recepty na pokorę. Nie wystarcza odrzucanie pierwszego miejsca ani szukanie na siłę ostatniego. Jedynym sensownym sposobem jest mozolna praca nad odrzucaniem nadmiaru (pychy) i niedomiaru (fałszywej pokory), które zamazują prawdziwy obraz człowieka.

Czy więc warto być pokornym? A czy warto być prawdziwym?

Prawo do P(p)rawdy

W uroczystość Trójcy Świętej chrześcijanie przywołują ideę mówiącą o tym, że Trójca jest prawzorem życia i to w szerokim zakresie: życia w ogóle, małżeństwa, życia społecznego. I jak to z ideami bywa, im szczytniejsze, tym trudniejsze do przełożenia na konkrety życia. Postawmy sobie więc pytanie, w czym i jak ten ideał może przełożyć się na naszą codzienność?

Ojciec. Wyobraźmy sobie sytuację skrzywdzenia. Stoimy na ulicy, jesteśmy sami. A właściwie samotni. Skrzywdzeni przez jednych, pozbawieni innych. I druga sytuacja, skrzywdzeni tak samo, ale mający się do kogo przytulić, by znaleźć wsparcie. Ojciec uczy, że człowiek nie musi być samotny.

Syn. Nie jesteśmy aniołami. Niewiele mniejsi, ale zawsze. Dotknięci i dotykający słabościami, decyzjami. Możemy rozliczyć się po ludzku, możemy pokazać „autentyczność”, to znaczy, jacy jesteśmy. Ale kto weźmie cudzą winę na siebie, kto z nas ludzkimi środkami wykupi się z własnej. Nie musimy być obciążenie winą.

Duch Święty. Można uczyć się o tajemnicy. Można o niej mówić, ale kto nauczy w nią wejść? Można prosić o rzeczy banalne, bo już nie wierzy się w spełnienie wielkich. A można dać się wprowadzić w samo centrum tajemnicy.

Człowiek cielesno-duchowy. Ma prawo do prawdy o pochodzeniu, nawet jeśli rodzina, nawet ojciec nie są tego warci. Ma prawo do prawdy o Bogu i Kościele, nawet jeśli trzeba przejść przez „czarne karty” historii i współczesności.

Tego prawa do P(p)rawdy nikt nie może nas pozbawić, nawet jeśli odkrycie jej, nawet intuicyjnie, kojarzy się z bólem. Nie musimy udawać, że jesteśmy otoczeni tłumem, więc nie samotni. Nie musimy udawać lepszych, bo nawet gorsi mają szansę. Nie musimy zadowalać się powierzchownie, bo mamy prawo do tajemnicy.

Nie jesteśmy „znikąd” i „donikąd” nie musimy zmierzać.