e498ee5c26e7c78a84d1e8f5cd99a033

Droga Krzyżowa Prawdy

Konfrontacja z prawdą jest chyba najtrudniejszym momentem, jaki może przeżywać człowiek. Nigdy nie ma dobrego czasu na prawdę, zawsze – niezależnie od epoki – droga prawdy przypomina bardziej drogę krzyżową niż drogę chwały. Czasem prawda musi umrzeć, żeby rozbłysnąć. Człowiek rozumie to dobrze. Stanąć przed prawdą, to najpierw stanąć przed sobą samym w obliczu Prawdy. Stanąć przed drugim człowiekiem, stanąć przed Bogiem. O wiele prościej zatrzeć Prawdę i wszelkie jej ślady. Gdy zaciera się prawdę o sobie, jej część jest jeszcze w drugim człowieku. Trzeba więc konsekwentnie zacierać prawdę o drugim. Na końcu tej drogi jest jeszcze Bóg, więc konsekwentnie i prawda o Nim musi być wymazana ze świadomości. Fałszywe pytania i fałszywe myślenie stają się w ten sposób nowym stylem życia człowieka.

Nie da się uniknąć pytania o prawdę, ponieważ wiąże się ona nierozłącznie z wyborami, jakich w życiu dokonuje człowiek. Ten pierwszy, trudny wybór, przywołany w Niedzielę Palmową to wybór pomiędzy Jezusem a Barabaszem. Wybór pomiędzy Prawdą a strachem, wygodą i presją. I z każdym kolejnym wybraniem Barabasza wybiera się odraczanie odpowiedzi na pytanie: Kim jestem?

Dla podążających drogą Prawdy pozostaje samotność. Opisana w Męce Pańskiej samotność Jezusa nie jest wyrzutem pod adresem przyjaciół. Jest raczej przypomnieniem, że w najważniejszych życiowych wyborach człowiek zostaje sam. W samotności cierpienia odkrywa się drugiego, który może mi pomóc, któremu mogę pomóc ja. Tylko niosący krzyż rozumie krzyż, tylko przeżywający samotność rozumie samotność.

Prawda może jednak przemienić człowieka. Przemienić przez akceptację. Kiedy człowiek zaczyna godzić się z przegraną dwulicowości, z przegraną hipokryzji, wtedy zaczyna odczuwać chłód, który jest wynikiem ogołocenia z szaty przykrywającej fałszywy obraz siebie. Dopiero kiedy człowiek staje nagi, przestaje się bać, bo dalej nie ma już nic do uratowania i nic do stracenia. Pozostaje już tylko Prawda. Dopiero odarty z szat i nagi może pozwolić przyodziać się na nowo. Trzeba tylko ufać, że raz rozebrany z obłudy i kłamstwa, drugi raz się nimi nie okryje.

Ewangeliczne żniwa czy pseudokatolicka młocka?

Asymetria – nieczęsto używane słowo w języku wiary. A oznacza tyle, co różnicę pomiędzy dobrem a złem, prawdą a kłamstwem, tym, jak jest w niebie a tym, jak jest na ziemi. Żeby uchwycić różnicę potrzeba spojrzenia z innej, wyższej perspektywy. Wiara znajduje rozwiązanie w Duchu Świętym. On pozwala zauważyć tę asymetrię i modlić się jak trzeba. Tę asymetrię możemy odnaleźć chociażby w odniesieniu do ludzi, których – delikatnie ujmując – nie lubimy. Po ludzku potrafimy życzyć, by trafił ich…, natomiast w wierze, z asymetrycznym dystansem potrafimy po czasie nawet szczerze się za nich modlić. Perspektywę daje również czas. Św. Augustyn postawił kiedyś pytanie, po co nam istnienie ludzi złych przeciągane w czasie? I odpowiedział: po pierwsze, czas jest potrzebny, by się nawrócili; po drugie – czas jest okresem wypróbowania sprawiedliwych, czy potrafią czekać na Boga ze swoim osądem.

Dzisiaj coraz częściej zauważa się, jak bardzo pomylono świętość z radykalizmem ludzkim. Siewca z Ewangelii wyszedł siać ziarno prawdy, a nie ideału oderwanego od życia. Ideał oderwany od życia jest po prostu ideologią. Współcześnie na różnych poziomach zauważamy różnice między ludźmi. Proponujemy rok propedeutyczny na wyrównanie szans, testy poziomujące. A czy czegoś podobnego nie powinno się robić w odniesieniu do ludzi wiary? Często człowiek przychodzący do wspólnoty – dzięki Bogu nie każdej – od razu wchodzi na poziom zaawansowany, a czasem nie zna nawet pacierza. Ale nie tylko o propedeutykę wiary chodzi. Czasem robi się etapowość na poziomie wiary, ale nie na poziomie ludzkim. Często pomija się niebezpieczny etap niewyleczonych kompleksów. Czy więc nie potrzeba takiego czasu w wierze? I to nie tylko na wyrównanie poziomu wiary. Potrzeba wspólnoty, która najpierw zajęłaby się leczeniem kompleksów.

Dlaczego to jest takie ważne? Ponieważ Ewangelia zachęca nas do czekania do żniwa, nawet jeśli na polu wiary mamy pszenicę i kąkol. Zakompleksiony kandydat na świętego niestety nie zauważa tej subtelności i czasem zamiast ewangelicznego żniwa oferuje pseudokatolicką młockę. To trochę tak, jakby nie zauważyć różnicy pomiędzy szukaniem sprawiedliwości w dwóch diametralnie różnych miejscach: w sali sądowej i na wiejskiej zabawie. Chodzi zatem o sąd ostateczny, czyli o ostateczne decyzje. Czy ja sam jestem gotowy dzisiaj podjąć ostateczną decyzję co do nieba, widząc jakie decyzje podejmuję co do ludzi, przyjaźni, innych życiowych wyborów?

Jest zatem różnica pomiędzy ewangelicznym żniwem a pseudokatolicką młocką. I to jest właśnie tak bardzo potrzebna asymetria.

Wołyń 2023 i św. Benedykt

Okrągłe rocznice zapraszają nas do odczytania na nowo nie tylko wydarzeń sprzed lat, ale również przyjrzenia się ich interpretacji obecnie. Jednym z takich wydarzeń jest Rzeź Wołyńska sprzed osiemdziesięciu lat. Mam na myśli szczególny jej dzień, właśnie 11 lipca 1943 roku, a dodajmy, była to niedziela. Oczywiście nie chodzi o magię dnia tygodnia, ale o to, że do mordu dokonanego tego dnia wykorzystano niedzielę jako dzień gromadzenia się Polaków w kościołach.

W 1964 roku papież Paweł VI wydał list apostolski pod znamiennym tytułem „Pacis nuntius”. W liście ogłosił św. Benedykta patronem Europy. Nazwał go „zwiastunem pokoju” i „sprawcą jedności”. Dzisiejsza rocznica Wołynia szczególnie koresponduje z tym listem. Europa potrzebuje bowiem pokoju, pokoju potrzebuje Ukraina, Polska. Na współczesne napięcia i toczącą się wojnę potrzeba szczególnie takiego zwiastuna pokoju. Głównym zawołaniem św. Benedykta, a potem całej duchowości benedyktyńskiej, są słowa „ora et labora”, czyli módl się i pracuj! Po pierwsze pokazuje to, że nie można zastąpić modlitwy pracą, i odwrotnie, oraz że trzeba zachować pomiędzy nimi zdrową harmonię. Powód jest oczywisty: modlitwa uczy, że najpierw trzeba zaczerpnąć u źródła, natomiast praca jest jej konsekwencją – modlitwa musi przerodzić się w działanie. Modlitwa bez ukonkretnienia jest zmarnowaną łaską, zaś praca bez świadomości zakorzenienia w źródle pozostaje mozolną pracą.

Sięgam dzisiaj do tej benedyktyńskiej zależności, ponieważ podobnie jest z pokojem, którego św. Benedykt jest orędownikiem. Pokój zasadza się na związku przebaczenia i pojednania. To wybrzmiewa również w orędziu podpisanym 7 lipca przez hierarchów dwóch Kościołów: Kościoła Rzymskokatolickiego w Polsce – abpa Stanisława Gądeckiego oraz Kościoła Greckokatolickiego na Ukrainie – abpa Światosława Szewczuka. Przebaczenie musi uprzedzać pojednanie. Ono – jak modlitwa dla pracy – jest dziełem łaski. Przebaczyć, to otworzyć się na łaskę Boga, by uzdolnić swoje serce do próby przemiany rzeczy złych w dobrą (to znaczy pozbawioną nienawiści) pamięć. Z kolei pojednanie wypływające z przebaczenia jest dziełem człowieka. Musi ono być jednak konkretne, to znaczy oparte na prawdzie i sprawiedliwości.

Czego nam dzisiaj potrzeba na drodze do pokoju? Daru Boga do szukania prawdy. Prawdy trudnej, która domaga się nazwania oprawców, sporządzenia listy ofiar. Potrzeba nam również sprawiedliwości, to znaczy upamiętnienia ofiar w miejscach ich kaźni. Nie wystarczy bicie się w piersi za jakiś moment historii, ponieważ tam ginęli konkretni ludzie, a dzisiaj ciągle cierpią konkretni ich potomkowie, czekając na dziejową sprawiedliwość. I tak jak dzisiaj w kontekście wojny domagamy się prawdy o każdym zamordowanym człowieku, tak w imię tej samej prawdy domagamy się nazwania po imieniu każdej ofiary sprzed osiemdziesięciu lat. Tak pojętego pojednania nie zastąpią żadne chwilowe zrywy polityczne, taka czy inna propozycja opcji polityki historycznej. Mord na osobach ze względu na ich narodowość nie może być niczym usprawiedliwiony, nie może się też przedawnić. Nie mogą go przykryć bieżące interesy polityczne, ale nie może go też przykryć poprawność polityczna w kontekście narracji o wojnie w Ukrainie. To są dwa trudne momenty i każdy z nich domaga się swojej prawdy i swojej sprawiedliwości. Nie ma ludzi lepszych i gorszych, nie ma mordów mniej czy bardziej usprawiedliwionych. W imię tej samej prawdy, z powodu której stajemy po stronie Ukraińców dzisiaj, domagamy się reakcji stając po stronie zamordowanych Polaków wtedy. Chodzi o tę samą cenę życia, o tę samą godność i o tę samą prawdę, która należy się ofiarom niezależnie od pochodzenia i niezależnie od czasu jaki minął.

Szukanie pojednania bez przebaczenia byłoby fikcją, jak domaganie się rozgrzeszenia bez wyznania grzechów. Szukanie przebaczenia bez sprawiedliwości dziejowej byłoby, jak żal za grzechy bez chęci zadośćuczynienia. Prawda historyczna jest jak rachunek sumienia, sprawiedliwość jak zadośćuczynienie. Bez tej świadomości nie będzie trwałego pokoju i trwałej przyjaźni między narodami doświadczonymi tak bardzo w historii.

Verified by ExactMetrics