Inspiracje negatywne

Różne są formy inspiracji cudzym tekstem. Po dzisiejszej lekturze tekstu Kingi Dunin doświadczyłem niewątpliwie inspiracji negatywnej. Autorka rozwodzi się nad faktem ludzkiej wolności, dając sielankowy obraz wioski, w której wszystkie domy pomalowane są na niebiesko, każdy zaś, kto chciałby pomalować dom na żółto jet dyskryminowany. Pozostaje mu wybrać żółty kolor wyłącznie do pomalowania ścian wewnątrz domu. Jakie to wzruszające.

                Problem polega jednak na tym, że pani Dunin nie zauważa podstawowej różnicy pomiędzy faktem wyboru koloru ścian a naturą człowieka. W imię bowiem apelu naszej autorki należałoby rozszerzyć to prawo, na drzewa, krzewy ozdobne, itd. Co nas to obchodzi, że drzewo z natury jest zielone… Gdyby jednak pomalować drzewo wbrew jego naturze, co więcej, gdyby udowodnić, że takie malowanie wpływa na jakość owoców, takie przedsięwzięcie należałoby opatrzyć okresem karencji. Myślę, że myślenie pani Dunin też potrzebuje okresu karencji, zanim doczeka się druku.

                A po ludzku jest mi jej żal. Bo jeśli kobiecość czy heteroseksualność traktuje jak wybór koloru ścian, to chyba nastąpiło zachwianie równowagi pomiędzy jej rozumieniem natury i przypadłości. Pozostaje tylko wierzyć, że druk poświęcony przypadłościom opatrzy się w przyszłości stosownym komentarzem.

Prochem jestem

Kim jestem? Pytanie na tyle ważne i ogólne, że nie można go wyczerpać w krótkim felietonie. A jednak drążąc, można je nieco ograniczyć i zapytać w kontekście Wielkiego Postu: Czy jestem prochem? Chyba nie. Już nawet Kościół tego nie oczekuje. Co prawda, jeszcze czasem można usłyszeć to zdanie o ludzkiej przemijalności, ale traktuje się je bardziej jako refleks tradycji form przekazu, nie zaś element składowy odpowiedzi na postawione pytanie.

                Proch znajduje jednak sporo odniesień w życiu. Siwe włosy, choroba bliskich, śmierć czy własna zadyszka, przypominają o powolnym spopieleniu życia. Kim więc jestem? Ciałem i duszą, a z ciała pozostanie proch, czyli niewiele. A przetrwa to, co nie było prochem, co pochodzi od ducha.

                Kim jestem? Człowieka nie można zamknąć w ramach czasowych. Trzeba od razu pytać, kim był i kim będzie. Bez tego jest tylko prochem. Ten proch, kiedyś u początku wziął Bóg, by tchnąć w niego życie. Od tego czasu „popiół uduchowiony” jest w cenie. Chyba, że się spopieli już za życia i rozwieje wraz z czasem.

                Wielki Post zbiegł się w tym roku z wielką kampanią anty-tytoniową. Może to i dobrze. Bo ostatecznie bez uduchowionego wnętrza zostanie z człowieka tylko tyle: popiół po wypaleniu, a jeszcze za życia przeróżne choroby.

Dokąd uciec przed sobą?

Otrzymałem niedawno list mówiący o tym, że ktoś planuje zmienić swoje życiowe powołanie, gdyż… No właśnie. Chyba zabrakło owego „gdyż”. Właściwie ono było, ale nie pełniło roli usprawiedliwienia, lecz bardziej coś, co kazało myśleć, że to „gdyż” jest po to, iż nie ma usprawiedliwienia dla owego „gdyż”. Przywołany problem nie jest zapewne ani marginalny, ani jednostkowy. Każdy z nas w mniejszym czy większym stopniu zdradził: kogoś, siebie, ideały…

                Wśród moralnych mechanizmów obronnych jest mechanizm ucieczki. Dopowiedziałbym, ucieczki w stronę zagrożenia. Oczywiście nazywa się to inaczej: stawieniem czoła problemom, spojrzeniem prosto w oczy, próbą bycia autentycznym. Faktycznie człowiek jednak ucieka, a chęć szukania problemu pokazuje, że ucieka od siebie. A owo „ja”, co pewien czas dogania i wtedy człowiek musi znowu zmieniać powołanie, stawić czoła problemom, spojrzeć prosto w oczy… dalsza część refrenu też się powtarza.

                Dokąd czy lepiej dopokąd uciekać przed sobą? A może trzeba stawić czoła sobie, spojrzeć sobie prosto w oczy i powiedzieć o swojej nijakości. Nie po to, by siebie potępić, ale po to, by przestać uciekać. Po pierwsze dlatego, że przed sobą człowiek nie ucieknie. A po wtóre, uciekając zaprasza innych do ucieczki. Czasem też może zatrzeć granicę, gdzie chce ich dla nich, a gdzie dla siebie. Bo przecież nie jest dobrze, żeby człowiek był sam… Nawet, kiedy ucieka.