Dlaczego młodzi ludzie nie wracają do Kościoła?

Wiara nie zna przypadków. W naszym kręgu kulturowym jeszcze trudno nie usłyszeć o Bogu i o Kościele. Dlaczego więc młodzi ludzie nie wracają do Kościoła? Ostatnie dwa dni liturgiczne zestawiają obok siebie dwa fakty: Objawienie Pańskie i Chrzest Pański. Ciągle rezonuje nam zdanie zamykające wczorajszy fragment Ewangelii odniesiony do mędrców: „Inną drogą wrócili do swojej ojczyzny”. Dlaczego nie wrócili do Jerozolimy? Albo inaczej, dlaczego Jerozolima nie poszła z nimi?

Mędrców nie pociągnęło to co stare i po ludzku dobrze zinterpretowane. Jerozolima była potrzebnym etapem ich drogi, bo pokazała, jak dotrzeć do Boga. Kiedy jednak sami doszli do celu, nie widzieli już sensu powrotu do starego. Zrozumieli, że Objawienie nie jest tym, co przeszłe, ale tym, co przyszłe.

Chrzest, przyjęła go większość z nas. Ten sam od wieków. A jednak każdorazowo, ten sam obrzęd wprowadza człowieka w tajemnicę Boga. Boga, który jest zawsze nowy i nie można z Nim wrócić do tego, co stare. Bóg objawiony nie jest przeszłością człowieka, ale jego przyszłością.

Dlaczego Jerozolima nie poszła za mędrcami? Bo miała swoje rozumienie Boga, swoje sposoby zawłaszczania religii i wykorzystywania jej do swoich spraw. Kościół nie musi podzielić losów Jerozolimy. Musi tylko być miejscem objawienia chwały Boga. Ile będzie w nim Boga, taka będzie przyszłość Kościoła. Człowiek musi na swojej drodze odnaleźć Kościół. Ale również Kościół musi na swojej drodze spotkać współczesnego człowieka. Te dwie drogi muszą się spotkać.

Zrozumieć chrzest, to zrozumieć imiona Boga. Jezus z Nazaretu, dobry człowiek, dobrze czyniący innym ludziom. Tak bardzo pociąga, że Jego imię nosi cztery miliony osób na ziemi. Ale Bóg ma jeszcze drugie imię: Chrystus, Mesjasz, Pomazaniec. Ten, który jest namaszczony do misji. W chrzcie otrzymujemy imię, które kojarzy się z historią, nawet tą ludzką. Ale zostajemy również namaszczeni do misji i do świadectwa. Do tego, by pójść własną drogą. Iść własną drogą z Kościołem jako miejscem chwały Boga, jako miejscem wyznania i umocnienia swojej wiary. Z Kościołem, który chce być przyszłością człowieka, bo jego przyszłością jest Bóg. Młody człowiek nie ucieka od przyszłości. I wróci do Kościoła, jeśli Kościół pozostanie miejscem budowania przyszłości człowieka z Bogiem, a nie tylko depozytariuszem dawnej świetności i historii.

Uroczystość Piotra i Pawła

Zamiast komentarza – z encykliki „Ut unum sint”

Należy podkreślić, że słabość Piotra i Pawła ukazuje, iż Kościół opiera się na nieskończonej potędze łaski (por. Mt 16, 17; 2 Kor 12, 7-10). Bezpośrednio po powierzeniu Piotrowi jego władzy, Chrystus strofuje go z rzadką u Niego surowością: „Jesteś Mi zawadą” (Mt 16, 23). Czyż można nie dostrzec w miłosierdziu, którego potrzebuje Piotr, związku z posługą tego miłosierdzia, którego sam doświadcza jako pierwszy? Mimo to trzykrotnie zaprze się Jezusa. Także Ewangelia św. Jana podkreśla, że Piotr otrzymuje zadanie pasienia owiec po trzykrotnym wyznaniu miłości (por. 21, 15-17), które nawiązuje do trzykrotnej zdrady (por. 13, 38). Łukasz ze swej strony, w cytowanych już słowach Chrystusa, na które będzie się powoływać najwcześniejsza tradycja, próbując zdefiniować misję Piotra podkreśla fakt, że Piotr ma „utwierdzać braci, gdy najpierw sam się nawróci” (por. Łk 22, 32).

Co do Pawła, to może on zakończyć opis swojej posługi zdumiewającym stwierdzeniem, które dane mu było usłyszeć z ust Chrystusa: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”, a następnie zawołać: „ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12, 9-10). Jest to fundamentalna cecha chrześcijańskiego doświadczenia.

Jako spadkobierca misji Piotra w Kościele użyźnionym krwią pierwszych Apostołów Biskup Rzymu pełni posługę zakorzenioną w wielokształtnym miłosierdziu Boga, które przemienia serca i rozlewa moc łaski tam, gdzie chrześcijanin poznaje gorzki smak własnej słabości i nędzy. Autorytet związany z tą posługą jest całkowicie oddany na służbę zamysłowi Bożego miłosierdzia i w tej perspektywie należy zawsze na niego patrzeć. W niej też zrozumiała staje się władza właściwa dla tej posługi.

Owca bez pasterza – współczesny model wiary

Analogia do owiec i pasterza nie zawsze odpowiada współczesnemu człowiekowi, tak bardzo czułemu na punkcie godności i wolności. Może więc trzeba uczynić punktem wyjścia sformułowanie nieco bardziej teologiczne i dobitniej oddające godność współczesnego człowieka wierzącego, by przekonać się, że ostatecznie pierwsza analogia jest bardzo trafna.

Tym bardziej szlachetnym określeniem jest pojęcie Ludu Bożego. Wyjdźmy od czegoś bardziej dotykającego naszej egzystencji. Lubimy chodzić do kina czy teatru. Chodzimy na filmy, które w jakiś sposób nas pociągają. Twórcy i dystrybutorzy filmów czy reżyserzy sztuk teatralnych muszą zdawać sobie sprawę z tego, że kino i teatr utrzymają się, gdy będą miały widownię. Czasem tylko zdarza się, że jakiś ambitny i trudny film pociągnie tłumy. Tak się dzieje tylko wtedy, gdy twórca jest osobą z ugruntowaną pozycją w artystycznym świecie. Podobnie jest z Kościołem. Najczęściej przychodzi się słuchać o tym, co się lubi, co człowieka w danym momencie szczególnie dotyka. I tylko w wyjątkowych sytuacjach – jak w kinie czy teatrze – jesteśmy w stanie przyjąć coś trudnego, jeśli za tym stoi autentyczny świadek.

Jak więc budować Lud Boży, by nie podzielił losu ambitnych, ale nie uznanych przez widownię filmów? Podstawowa różnica pomiędzy kinem a Kościołem polega na tym, że głównym zadaniem Ludu Bożego nie jest pragmatyczne podejście do utrzymania instytucji, ale potrzeba znalezienia jakiegoś celu w swoim życiu. Zadaniem Ludu Bożego jest więc odkrycie powołania i poddanie się formacji. Powołanie nie jest jednak w pierwszym rzędzie misją. Jest jej warunkiem. Jest bowiem odkryciem i przyjęciem nowego spojrzenia na swoje życie, na świat, człowieka, Boga. W przeciwnym razie traci się powołanie, co oznacza, że popada się w schematy. Niestety często na gruncie religii życie schematami utożsamia się z realizacją powołania. Faktycznie zaś za takim pełnym schematów życiem stoi człowiek, któremu zabrakło odwagi, by spojrzeć na świat inaczej.

Ze schematów wyrywa formacja, która najpierw ukazuje Kościół jako dzieło Boga. Na dalszym etapie to dzieło jest oparte na przekazie apostołów i żywej tradycji. W perspektywie wieków przypieczętowaniem właściwej formacji są święci, którzy aktualizują główne zadania formacji. W ten sposób ciągła aktualizacja powołania chroni przed schematami, a także przed staniem się owcą bez pasterza. Kilkanaście lat temu w mediach pojawiła się informacja o owcy znalezionej w górach, która była praktycznie uwięziona swoją wolnością. Zabłąkana, bez pasterza i jego opieki pokryła się wełną, która ważyła ponad 40 kilogramów. Przytłaczająca wolność.

Tak można poznać owcę bez pasterza, ale tak również można rozpoznać wierzącego bez Kościoła. Po jego zachowaniu na ślubie czy pogrzebie, po tym jak rozumie życie po śmierci, czym jest dla niego reinkarnacja i horoskopy, jak rozumie złe duchy i moc Boga. Swoista wełna ludzkiej fantazji, czasem głupoty. Przytłaczająca swoją pomysłowością i oryginalnością. Wełna indywidualnej wolności, niezadbanego intelektu, niewyćwiczonej woli.

Może przez analogię, warto postawić sobie pytanie, jak wyglądałby matematyk, gdyby kupił sobie kilka książek i odciął się od środowiska naukowego. Jak wyglądałaby nasza nauka języka obcego, gdybyśmy mieli tylko jakieś stare kasety i zero kontaktu z żywym językiem. A może jest to pytanie retoryczne, gdyż przywołane osoby przypominałyby wierzącego odciętego od Kościoła, z kilkoma dziwnymi i niedorzecznymi pomysłami na wiarę. Byłyby to po prostu owce bez pasterza, ofiary swojej własnej wolności.

Verified by ExactMetrics