Mądrość czuwania

Czy czuwanie może być celem życia człowieka? Do czuwania potrzebna jest mądrość, która jest mądrością czuwania. Co to jednak oznacza w praktyce? Wyobraźmy sobie, że przychodzi ktoś i mówi, byśmy czuwali dzisiejszej nocy. Nie wiemy jednak co ma się wydarzyć. Najpierw wypatrujemy każdego, kto idzie ulicą, czy przypadkiem nie zapuka do naszych drzwi. Wpatrujemy się w telefon, czy przypadkiem ktoś nie zadzwoni. W końcu znużeni tym, że nikt nie zapukał i nikt nie zadzwonił przestajemy czuwać.

Chrześcijańskie czuwanie nie jest więc pozbawianiem się snu w imię mglistych idei. Chrześcijanin to ktoś, kogo zrodził Bóg swoją obecnością. Na początek przeczuwaną, zapowiadaną jakby w zwierciadle, doświadczaną po części. Ale musi być to pierwsze – Bóg, który w jakiś sposób zaistniał w moim życiu. Potem tego jeszcze niepewnie doświadczonego Boga chce się poznać lepiej, to rozbudza pragnienie podtrzymywane wiarą. Wiara jest jakby przywołaniem w myśli tego, co już wiem, przywołaniem z doświadczenia tego, co już w części otrzymałem.

Ale czuwanie usypia, nie tylko wtedy, kiedy nie wiemy na co czekamy. Usypia również wtedy, kiedy skupiamy się na tym, co już mamy. Wtedy w istocie nie oczekujemy, lecz zachowujemy tę namiastkę, którą mamy, jakby to już było wszystko co mamy otrzymać. Czuwamy by nie zgrzeszyć, by nie utracić wiary. Ale nie zgrzeszyć przeciw komu, nie utracić wiary w kogo? Prawdziwe życie Bogiem polega na wyjściu od tego co już mam ku temu czego jeszcze nie posiadam. Od Boga, którego otrzymałem w pierwszym darze ku Bogu, który ma kiedyś wypełnić całe moje życie. Takie oczekiwanie sprawia, że nie chce się przegapić momentu, kiedy ten przeczuwany i po części doświadczany Bóg przyjdzie w pełni.

Jeśli już nie czekam (bo wszystko mam), albo czekam bezprzedmiotowo, wtedy usypiam. To właśnie brak oliwy, który św. Tomasz nazywa ociężałością serca. Wiara przestaje być czekaniem na Oblubieńca, a staje się życiem na wzór starego dobrego małżeństwa. W nim nic już się nie wydarzy, wszystko jest pod kontrolą, a właściwie najpiękniejsze już było.

Ociężałość rodzi kolejne etapy bezsensu czuwania. Pierwszym jest wzburzenie. Wszystko zaczyna mnie denerwować. Wszystko miało wyglądać inaczej. Święty gniew ma zastąpić nadzieję oczekiwania. Szukam winnych wokół siebie, na koniec w sobie. W końcu zaczynam żyć tak, jakbym już na nic nie czekał, tłumacząc to rozczarowanie wiarą i Kościołem. To prowadzi do złośliwości, która może się wyrażać na dwa sposoby. Pierwszy to fałszywa pokora. Nie oczekuję, bo nie zasługuję na nic więcej. Pozornie wygląda to jak świętość pogodzona ze wszystkim. W istocie jest to jednak brak wiary nie tylko w Boga, ale brak wiary w cokolwiek. Inną formą jest pycha odrzucenia. Skoro nie wiem na co czekam, odrzucam to co dostaję. Ale przecież mam wierzyć, więc udaję, że wszystko jest w porządku. Rodzę w sobie ideologiczny optymizm. Jednak on nie pobudza do czuwania, więc żeby nie zasnąć, robię wszystko bym nie był sam. Nie potrafię wierzyć w spokoju, nie umiem wierzyć, kiedy wokół mnie jest cisza. Sam wymyślam sobie Boga, który przychodzi, słyszę głos, za którym nikt nie stoi, nie chcąc otworzyć się na objawienie Boga, mnożę sobie prywatne objawienia.

Niby jeszcze czuwam, ale oliwa powoli się kończy, bo tak naprawdę na nic już nie czekam. Czym jest więc prawdziwa mądrość? Nie jest jakimkolwiek czuwaniem, ale mądrym czuwaniem, które nie wypala, ale nie pozwala zasnąć, bo najpiękniejsze ciągle jest przede mną. Bo Ten Który był, jest i kiedyś przyjdzie w pełni.

Nowy rok starych spraw

Jeden z moich dawnych pracowników powtarzał, że najchętniej wziąłby sobie jakiś wolny dzień 4 czy 5 stycznia, aby obchodzić Nowy Rok. Miał dość udawanych życzeń, wzruszeń, szczególnej magii dnia, po której wraca… stary rok.

Zapewne każdy z nas ma swoje osobiste doświadczenia z nowym rokiem. Statystyki podają jaki procent naszych postanowień ulega przedawnieniu. Ale też sami coraz mniej ochoczo jakiekolwiek postanowienia robimy. Doświadczenie chroni bowiem człowieka przed jednym – samookłamywaniem.

Nie mam zamiaru pisać o swoim życiu prywatnym, ani zachęcać do dzielenia się tym w komentarzach. Pozostańmy na gruncie bardziej neutralnym – życia publicznego. Zaczął się Nowy Rok a wraz z nim wróciły stare sprawy: wojna polsko-polska, Smoleńsk, nowe odsłony walki z Kościołem, wzajemna wrogość, nieufność.

Po co zatem Nowy Rok? Czy tylko po to, by stare sprawy zyskały nową moc?

A może jednak coś przegapiliśmy? Może to, że w Nowy Rok wchodzi stary człowiek – ten nieufny, podejrzliwy, pełen złych emocji. Może trzeba przestawić akcent z daty na człowieka. I kiedy narodzi się Nowy Człowiek (a chrześcijaństwo ma na to stary-nowy sposób), może i wtedy nasz Nowy Rok stanie się nowy.

Czego sobie i Drogim Czytelnikom z serca życzę – trzynastego dnia miesiąca.

Kryptofilozofia i kryptoteologia

Terminy te zagościły na dobre w naszym języku i myśleniu. Można by je oddać jeszcze precyzyjniej innymi określeniami: przemycanie elementów filozofii i teologii w tzw. myślenie współczesne, czy też udawanie, że tych inspiracji wzajemnych w dialogu owych dyscyplin nie ma. Ukrywa się z natury to, czego się człowiek wstydzi, do czego nie chce się przyznać.

Czym jest teologia? Jest nauką zajmującą się naturą Boga i naturą człowieka, która jako do pierwszorzędnego źródła „locus theologicus” odwołuje się do Objawienia. Z kolei filozofia jest szukaniem pierwszych racji i przyczyn istnienia rzeczy, świata i człowieka. Jej podstawowym „miejscem” jest natura odkrywana przez rozum.

Ostatnio pojawia się jednak coraz więcej prac ukazujących niechęć zarówno do „czystej” filozofii, jak i „czystej” teologii. Próbuje się znajdować liczne dopełnienia, np. filozofia sportu, czy teologia polityczna interpretująca sprawy religii, polityki i kultury z punktu widzenia spraw ostatecznych. Jedni uważają, że jest to zdrada zarówno filozofii jak i teologii. Inni upatrują w tym jedyną formę ocalenia tych dyscyplin w świecie niezbyt zajętym rzeczami i racjami ostatecznymi. Ostatecznie więc dobrze się mają owe krypto dyscypliny.

Można postawić pytanie: czy to dobrze czy źle, że one istneją? Dobrze, gdyż wtedy i przekupki mogą spierać się o Trójcę, źle jeśli spierają się nie mając pojęcia kim jest Bóg, nawet rozumiany w pojedynkę. Najgorsze jednak byłoby to, gdyby wprowadzić kryptofilozofię i kryptoteologię jedynie po to, by prawdziwych sporów uniknąć.

Może więc zamiast owej walki „krypt” i „czystych” spróbować ocalić to co w filozofii i teologii najważniejsze: spór i zmaganie z p[P]rawdą, nie zmagając się aż tak bardzo z samymi nazwami. Prawda wyzwala, nawet ze wstydu przed filozofią i teologią.

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights