Najważniejsze zależy od nas?

Jeszcze ostatnie dni w pracy przecinane koniecznymi zajęciami przedświątecznymi w domu, jakieś rwane rekolekcje dla spóźnionych, szybka spowiedź i paczka dla biednych, bo w głowie kołacze triada Środy Popielcowej: post, jałmużna, modlitwa. Może tylko tę modlitwę jakoś najtrudniej ukonkretnić.

I to wszystko nazywa się Wielkim Tygodniem. Może dlatego, żeby zdążyć z zakupami i nie oczekiwać, że otworzą sklepy w niedzielę. Jest też inny powód, ale on trafi do naszej świadomości dopiero, gdy się trochę wyciszymy. Wielki, bo nie zależy od nas. Wspomniane powyżej elementy manewrów – nie tylko duchowych – wskazywałyby na coś przeciwnego. Tymczasem, kiedy wsłuchamy się w rytm biblijnych czytań tego tygodnia, okazuje się, że chodzi o „Mękę Pańską”, o „Paschę Pana”. Jeśli się tego nie zauważy, łatwo w tym tygodniu stać się „praktykującym – niewierzącym”. Bo ciągle nie będzie to czas na kontakt z Najważniejszym, lecz próba – po ludzku – zorganizowania ostatnich przedświątecznych dni. Oczywiście z odpowiednim naciskiem na to, że „pomimo braku czasu, tysiąca spraw, jednak…”.

Jedyny sposób na skorzystanie z tego tygodnia, to nie tyle podsumowanie swoich wyrzeczeń, cierpień i innych pomysłów wielkopostnych, ile raczej pytanie, czy już wiem, że jest to Pascha Pana? On będzie przechodził w te dni bardzo blisko moich spraw, wystarczy Go zauważyć i spróbować pójść za Nim. Ważne, by nasze propozycje na końcówkę Wielkiego Postu nie przysłoniły tego, co naprawdę wielkie.

Najważniejsze, by nie uwierzyć, że w te dni wszystko zależy od nas.