Wielki mętlik… nie tylko w głowie

Kończy się „tydzień równości”. Swoją obecność w manifestacjach zamykających „obchody” zapowiedzieli m.in. ambasador Wielkiej Brytanii i ambasador Stanów Zjednoczonych. Równość. Jedno z haseł Rewolucji Francuskiej. Przeglądając hasłowe opracowania, można znaleźć takie zdanie: przed rewolucją społeczeństwo dzieliło się na stany… Rodzi się więc pytanie, jaki jest owoc rewolucji, czy z akcentem na podziały, czy też z akcentem na stany? Wydaje się, że podziały zostały utrzymane, nie są one już stanowe, co nie oznacza, że społeczeństwo jest równe.

Ale wróćmy do udziału w paradzie wspomnianych ambasadorów i do pojęcia równości. Kiedy ktoś wypowie jakieś głupstwo, w społeczeństwie opartym na równości powinien przeprosić. Każdy bowiem jest równy w godności. To, że głupotę wypowiada prezydent Stanów Zjednoczonych nie oznacza, że nie musi on przepraszać. Prezydencka ignorancja nie jest synonimem wiedzy zwykłego obywatela. Ignorancja pozostaje nią nawet w głowie pierwszej osoby w państwie. Symboliczny gest przyznania się do winy i przeprosin, jak najbardziej wpisywałby się w równość obywateli wobec prawdy historycznej. Skoro za taką odpowiedź dziecko w szkole nie zaliczyłoby historii, w imię czego zaliczać prezydenta znaczącego kraju do inteligencji? To właśnie jest uderzenie w równość. Powinien to przemyśleć ambasador Stanów Zjednoczonych, zanim weźmie udział w paradzie.

I jeszcze jeden wątek polski – profesor Bartoś przywołujący patrona równości (J. S. Milla). Fragment cytatu: właściwa dziedzina ludzkiej wolności obejmuje, po pierwsze: wewnętrzną sferę świadomości […], absolutnej swobody opinii i sądu… Mając w pamięci jedną z książek Bartosia „Koniec prawdy absolutnej”, rodzi się pytanie, jak w tak mądrej głowie nie może pomieścić się absolutny charakter prawdy a mieści się absolutna swoboda opinii i sądu?

Bartoś broni również Palikota i jego prawa do wyrzeczenia się chrześcijaństwa. Tu, Ojcze Profesorze, zapędziłeś się chyba za daleko. Są pewne sakramenty, które zostawiają tzw. niezatarty ślad. Można nie chodzić do kościoła, można nie sprawować funkcji kapłańskich. Szanuję ludzkie wybory, rozumiem słabość. Ale jest jakaś minimalna uczciwość, która zmusza do uznania tego, co się stało. Palikot, chce czy nie chce, jest ochrzczony (do chodzenia do kościoła nikt go nie zmusza). Profesor Bartoś jest kapłanem, niezależnie od tego czy chce, bo to jest fakt (a funkcji sprawować nie musi).

Bez odniesienia do pewnych fundamentalnych decyzji życiowych nie ma sensu mówienie o czymkolwiek. Bo jeśli profesor Bartoś nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi – mając dwadzieścia sześć lat, to jaką mam pewność, że wie, co mówi – mając lat czterdzieści pięć?