Pozorna jedność, czyli wewnętrzna sprzeczność

Gdzie jesteś? Trudne pytanie. Człowiekowi nie jest łatwo określić swoje położenie. GPS podaje nam współrzędne, ale to pomaga określić położenie wobec świata. Ale gdzie jestem w stosunku do siebie, w stosunku do Boga?

Człowiek jest u siebie tam, gdzie może być nagi i czuć się bezpiecznie. Normalny człowiek nie rozbiera się na ulicy, przed obcymi ludźmi. Co jednak stało się w nas, że nie wstydzimy się nagości przed światem, a ukrywamy ją przed Bogiem?

Nagość to prawda o sobie. Gdy konfrontuję ją z czymś (kimś) poza mną, odczuwam jedność lub sprzeczność. Przed kim moja nagość czuje się bezpiecznie, a kogo unika?

Wprowadzam nieprzyjaźń… Dziwnie brzmią te słowa w ustach Boga. Dzisiaj przecież każdy szuka przyjaźni, pokoju, bliskości. Tylko jeśli musimy ukrywać nagość (prawdę o sobie) przed Tym, którego jesteśmy obrazem, oznacza to, że nie jesteśmy z Nim jedno. Skoro nie z Nim, to z kim?

Obraz nie znajdujący jedności ze źródłem, wzorem…

Wewnętrzna sprzeczność, szukająca jedności poza sobą nie daje jednak bezpieczeństwa. Kiedyś człowiek zamykał się w swojej izdebce, żeby poczuć się bezpiecznie. Dzisiaj otwiera drzwi, włącza telewizor, zabija każdą chwilę ciszy. Bo najmniej bezpiecznie czuję się z sobą… wewnętrznie sprzecznym.

Tajemnica Trójcy Świętej

Można postawić pytanie, dlaczego Bóg objawia się w taki tajemniczy sposób? Czy nie byłoby prościej, gdyby ukazał się w sposób bardziej bezpośredni, dostępny naszym zmysłom: oczom, uszom…? Z drugiej strony przychodzi refleksja: przecież jest taki moment w życiu człowieka, w którym zmysły zaczynają zawodzić. Może więc w poznaniu Boga chodzi o zrozumienie, że najbardziej wyostrzonymi zmysłami nie pozna się tajemnicy, z drugiej zaś strony, nawet przytępione starością wzrok i słuch nie pozbawiają człowieka poznania Boga.

W jaki zatem sposób można Go Poznać? Przez „obraz” i „przybrane synostwo”. Obraz nie jest jednak prostym naśladowaniem. Jest zmaganiem pomiędzy podobieństwem a przeciwieństwem, dobrem a złem, świętością a grzesznością. To z tego zmagania uczymy się Boga i prawdy o swoim życiu. Synostwo przybrane pokazuje z kolei, że Bóg nie jest symbolem bezdzietnego Boga potrzebującego potomstwa. On ma Syna. Jeśli zaś zaprasza człowieka do udziału w swoim życiu, to tylko dlatego, że Miłość jest otwarciem i darem.

Człowiek jest obrazem, pod którym podpisuje się Bóg. Pod każdym życiem, w sposób jedyny i niepowtarzalny. Można skopiować człowieka, naznaczyć go sobą aż do zniewolenia. Tylko, że wtedy pozbawia się człowieka tej największej oryginalności. Bóg „autoryzuje” każde ludzkie życie, niezależnie od sposobu w jaki powstaje. Ale to człowiek, wybierając sposób przekazania życia, może nim pozbawić drugiego człowieka tego, co najpiękniejsze – pierwotnego rysu podobieństwa, owej fundamentalnej „autoryzacji”. Warto o tym pamiętać w dniu, w którym podkreślamy rolę życia i rodziny.

Trójca Święta uczy też życia. A w nim prawdy, że czego nie rozumiem, powinienem wyjaśniać. Czego zaś wyjaśnić nie można, trzeba przyjąć. Święto Dziękczynienia jest wyrazem wdzięczności za Boga, którego nie zrozumie się do końca, za człowieka, który ostatecznie pozostaje tajemnicą, za swoje życie, którego biegu nie da się przewidzieć.

Zrozumieć Trójcę Świętą, to zrozumieć Miłość. Miłości zaś nie sposób nauczyć się jednym aktem, w jednej chwili. Miłości można się uczyć, ale nie nauczy się jej do końca w tym życiu. Boga można próbować rozumieć, ale do końca zrozumieć się nie da. On jest niewypowiedziany i przekraczający wszystko. Jest Tajemnicą!

Wielki mętlik… nie tylko w głowie

Kończy się „tydzień równości”. Swoją obecność w manifestacjach zamykających „obchody” zapowiedzieli m.in. ambasador Wielkiej Brytanii i ambasador Stanów Zjednoczonych. Równość. Jedno z haseł Rewolucji Francuskiej. Przeglądając hasłowe opracowania, można znaleźć takie zdanie: przed rewolucją społeczeństwo dzieliło się na stany… Rodzi się więc pytanie, jaki jest owoc rewolucji, czy z akcentem na podziały, czy też z akcentem na stany? Wydaje się, że podziały zostały utrzymane, nie są one już stanowe, co nie oznacza, że społeczeństwo jest równe.

Ale wróćmy do udziału w paradzie wspomnianych ambasadorów i do pojęcia równości. Kiedy ktoś wypowie jakieś głupstwo, w społeczeństwie opartym na równości powinien przeprosić. Każdy bowiem jest równy w godności. To, że głupotę wypowiada prezydent Stanów Zjednoczonych nie oznacza, że nie musi on przepraszać. Prezydencka ignorancja nie jest synonimem wiedzy zwykłego obywatela. Ignorancja pozostaje nią nawet w głowie pierwszej osoby w państwie. Symboliczny gest przyznania się do winy i przeprosin, jak najbardziej wpisywałby się w równość obywateli wobec prawdy historycznej. Skoro za taką odpowiedź dziecko w szkole nie zaliczyłoby historii, w imię czego zaliczać prezydenta znaczącego kraju do inteligencji? To właśnie jest uderzenie w równość. Powinien to przemyśleć ambasador Stanów Zjednoczonych, zanim weźmie udział w paradzie.

I jeszcze jeden wątek polski – profesor Bartoś przywołujący patrona równości (J. S. Milla). Fragment cytatu: właściwa dziedzina ludzkiej wolności obejmuje, po pierwsze: wewnętrzną sferę świadomości […], absolutnej swobody opinii i sądu… Mając w pamięci jedną z książek Bartosia „Koniec prawdy absolutnej”, rodzi się pytanie, jak w tak mądrej głowie nie może pomieścić się absolutny charakter prawdy a mieści się absolutna swoboda opinii i sądu?

Bartoś broni również Palikota i jego prawa do wyrzeczenia się chrześcijaństwa. Tu, Ojcze Profesorze, zapędziłeś się chyba za daleko. Są pewne sakramenty, które zostawiają tzw. niezatarty ślad. Można nie chodzić do kościoła, można nie sprawować funkcji kapłańskich. Szanuję ludzkie wybory, rozumiem słabość. Ale jest jakaś minimalna uczciwość, która zmusza do uznania tego, co się stało. Palikot, chce czy nie chce, jest ochrzczony (do chodzenia do kościoła nikt go nie zmusza). Profesor Bartoś jest kapłanem, niezależnie od tego czy chce, bo to jest fakt (a funkcji sprawować nie musi).

Bez odniesienia do pewnych fundamentalnych decyzji życiowych nie ma sensu mówienie o czymkolwiek. Bo jeśli profesor Bartoś nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi – mając dwadzieścia sześć lat, to jaką mam pewność, że wie, co mówi – mając lat czterdzieści pięć?