e498ee5c26e7c78a84d1e8f5cd99a033

Dziedzictwo Europy

Czym jest Europa? Bez wątpienia nie jest kontynentem w sensie ścisłym. Przynależy do znacznie większego kontynentu, jakim jest Azja. Geograficzna granica podziału jest czymś bardzo umownym. Jeśli więc mówić o Europie jako samodzielnym podmiocie, może to oznaczać wyłącznie jedność kulturową. Mówić o kontynencie europejskim można tylko w kontekście krajów, które zostały ukształtowane przez chrześcijaństwo.

Europa początków…

Chrześcijaństwo było jednak formą inspiracji, nie zaś gotowych rozwiązań. Przyjęło z kultury greckiej koncepcję poznania czy cnoty. Tym, który w sposób bezsprzeczny w kontekście kultury żydowskiej używał terminologii greckiej był św. Paweł. To dzięki kulturze greckiej wypowiadamy się w języku pojęć abstrakcyjnych, których nie znała kultura żydowska. Z kolei koncepcja państwa i prawa miała swoje rzymskie korzenie.

Europa w kryzysie…

W odniesieniu do chrześcijaństwa należy zauważyć dwie niebezpieczne postawy. Pierwsza wywodzi się z samego chrześcijaństwa, gdzie zaczęto zbyt mocno utożsamiać je ze światopoglądem. W drugiej – krytycy chrześcijaństwa poszli zbyt daleko, nie zauważając, że przesadnym akcentowaniem błęów zaczęli podcinać samo dziedzictwo.

Jedną z większych słabości cywilizacji powstałej na zrębach chrześcijaństwa jest fakt redukowania bogatej koncepcji cnót do tolerancji. Moim zdaniem, to nie z braku tolerancji, lecz z jej nadmiaru zauważamy dzisiaj takie postawy jak nihilizm czy fundamentalizm. Kiedy człowiekowi zaczyna rozmywać się wszystko, w naturalny sposób zaczyna się bronić i stawiać granice. Nie jest to oczywiście usprawiedliwienie fundamentalizmu, lecz próba nieco innego spojrzenia na samo zjawisko.

Dalszym problemem jest relacja wiedzy do etyki. Zbyt rozległa wiedza – praktycznie nie do ogarnięcia przez jedną osobę – zaczęła utwierdzać w postawie, że taką nie do ogarnięcia wiedzą są również wychowanie i etyka. Pluralizm przekonań i postaw zatarł z kolei granicę pomiędzy „publiczne-prywatne”, „społeczne-jednostkowe”. Pluralistyczne co do postaw może być społeczeństwo, ale nie poszczególne osoby. Osoby nie da się wychować na kilku systemach etycznych, według kilku hierarchii wartości. Również sama naukowość pokazuje, że nauka oparta jest na hipotezach. Życia zaś nie można przeżywać wyłącznie na sposób hipotetyczny. Religia sprowadzona wyłącznie do racjonalności pozostawia z kolei sferę sacrum i tajemnicy wyłącznie w kręgu irracjonalności.

Przyszłość Europy…

Europa musi pozostać tworem zrodzonym ze stawiania mądrych pytań. Pytań, na które nie zawsze i nie od razu znajduje się odpowiedź. Dzisiejsza Europa oscyluje pomiędzy odpowiedziami bez pytań i pytaniami bez odpowiedzi. Na to, o co się pyta nie szuka się odpowiedzi; z kolei odpowiedzi, których się udziela często nie poprzedzają żadne pytania.

Jakich więc idei potrzebuje Europa dzisiaj? Przede wszystkim idei pojednania, ale pojętego szerzej niż płytka tolerancja. Potrzebuje też integracji wszystkich podmiotów: Europy jako całości, narodu, grup etnicznych, społeczeństw, grup zawodowych, rodzin, wreszcie – a może przede wszystkim – integracji samej osoby. Europa potrzebuje również tego, z czego została zrodzona: idei i wizji. Została zrodzona z idei świętości i wizji szczęścia jako celu ostatecznego. Europę budowali święci, czy to się komuś podoba czy nie.

O Europę pyta jednak człowiek. By mógł sensownie pytać o to, co poza nim, musi najpierw sensownie odpowiedzieć na pytanie o to, kim jest on sam. Zasadnicze pytanie współczesnej antropologii rozgrywa się pomiędzy nieosiągalnością nieba  a granicą własnych skrzydeł. Europy nie uratują propozycje rozwiązań finansowych czy gospodarczych. Europę może ocalić postawienie pytania o ideę centralną, wizję ponad podziałami. Wizję, która nie dzieli według narodów, zasobności portfela, wpływów. Europa potrzebuje wizji, która przekona człowieka, każdego człowieka. Mając nadzieję, że współczesny człowiek chce jeszcze pytać kim jest.

Bonieckiego ciąg dalszy…

Z nieskrywaną ciekawością rozpocząłem lekturę Tygodnika Powszechnego, a w nim wywiadu z Bpem Wiesławem Meringiem. Z ciekawością, gdyż nie wiem z góry, co druga osoba powie. Nie wiem! Po pierwsze dlatego, że słabo znam poglądy Księdza Biskupa; po drugie, nie lubię szufladkować ludzi, bo to by oznaczało, że wiem o nich wszystko – jak Bóg.

Zgadzam się ze stwierdzeniem Księdza Biskupa, że jeśli odrzuci się Chrystusa, to innego źródła prawdy nie można znaleźć. Problem tylko w tym, że błądzić można w punkcie wyjścia i w punkcie dojścia. W punkcie wyjścia nie jest mi po drodze z Nergalem, ale z kolei w punkcie dojścia nie jest mi po drodze z tymi, którzy prawdę już posiedli. I to nie tylko dlatego, że czytam TP, ale również dlatego, że czytam św. Augustyna, św. Tomasza, H. Urs von Balthasara i Ewangelię. Nie lubię czytać i słuchać tych, którzy w punkcie wyjścia nie chcą szukać prawdy (i tu pełna zgoda z biskupem Meringiem), gdyż wtedy dialog jest wyłącznie dialektyką. Ale nie lubię też czytać i słuchać ludzi, którzy za prawdę uznają to, co spotykają po drodze. Prawda jest chyba trochę bardziej skomplikowana niż bycie „za” czy „przeciw”. Nie można od ludzi będących „za” prawdą oczekiwać, że we wszystkich kwestiach będą myśleć tak samo.  Gdy do tego dołoży się jedno z piękniejszych określeń Boga (Deus semper maior), wtedy wskazywanie na prawdę: „oto tu”, „oto tam” jest zupełnym nieporozumieniem.

Człowiek ma prawo szukać sprzymierzeńców prawdy – znowu pełna zgoda z Rozmówcą TP. Ale to zdanie jest prawdziwe tylko w kontekście prawdy. Bo inaczej można szukać tylko sprzymierzeńców. W poszukiwaniu zaś prawdy czasem – jak pokazuje życie – sprzymierzeńców trzeba zmieniać, a czasem sami się zmieniają.

Znam Księdza Adama od wielu lat i nigdy nie wiem, co powie w danej kwestii. Oczywiście jest przewidywalny w tym sensie, że jest inteligentny, dobrze wychowany. Nie mam więc wątpliwości co do tego, że nikogo nie obrazi, nie poniży, że każdego wysłucha. Ale chyba nawet sam ksiądz Adam nie zabiega dla siebie o przywilej nieomylności. W rozmowie potrafi przyznać, że się myli. Sam też znam kilka jego decyzji personalnych, których szczerze żałuje. Zapewniam, jeśli ktoś wie z góry, co powie ks. Adam Boniecki, to znaczy, że go po prostu nie zna.

Ostatnie zdanie zabolało mnie najbardziej jako teologa. Kiedyś teologia szła w parze ze świętością i modlitwą, dzisiaj świętością i modlitwą we własnym życiu zajmuje się znacznie mniej teologów. Rozumiem, że można oceniać teologa po jego pisarstwie, ale żeby oceniać świętość i modlitwę we własnym życiu teologów…? Zgadzam się z tezą, że nastąpił jakiś rozdźwięk pomiędzy teologią a modlitwą, ale dzielą go chyba wszyscy członkowie Kościoła. Wystarczy przejrzeć katalogi papieży, biskupów, żeby zobaczyć, że świętych kanonizowanych i beatyfikowanych jest proporcjonalnie coraz mniej. Prawdopodobnie podobny spadek proporcji jest wśród teologów. To jest prosta statystyka. A czy ci nie kanonizowani modlą się i są święci? Tego nie wiem, bo nie mam takiego wglądu w życie biskupów, jaki ma ks. Biskup w życie teologów.

Niemniej, jestem wdzięczny za to, że Ksiądz Biskup próbował swoją postawę uzasadnić i pytającym wyjaśnić. Nie musimy zgadzać się we wszystkim, by móc szukać jedynej Prawdy. Bo to Ona czyni z nas jedno, nie zaś my prawdę naszą tylko ludzką jednością.

Nie jestem zwolennikiem bezrefleksyjnej tolerancji, rozmazywania prawdy. Tym, co każe mi otwierać się na tych, których nie rozumiem i nie osądzać ich, są słowa Pisma Świętego: Bracia, nie oczerniajcie jeden drugiego! Kto oczernia brata swego lub sądzi go, uwłacza Prawu i osądza Prawo. Skoro zaś sądzisz Prawo, jesteś nie wykonawcą Prawa, lecz sędzią.  Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić. A ty kimże jesteś, byś sądził bliźniego? – Jk 4,11-12.

Kłamstwo i fałszywe świadectwo

Gdyby postawić pytanie o to, które z grzechów są współcześnie najczęściej popełniane, niewątpliwie – po dłuższym namyśle – odpowiedzi byłyby zbieżne: kłamstwo i fałszywe świadectwo. Oczywiście nie są to jedyne grzechy, każdy wiek, grupa zawodowa i społeczna mają swoje „grzechy strukturalne”. Niemniej wspólnym mianownikiem dla nich wszystkich jest ta właśnie „skaza” natury ludzkiej.

Historycy fałszują przeszłość, ideolodzy przyszłość. Kto zaś fałszuje teraźniejszość? …My!

Można pytać, dlaczego kłamiemy, dlaczego składamy fałszywe świadectwo? Odpowiedzi jest wiele. Jedną z nich jest niewątpliwie ta, którą zauważył już Guy de Maupassant: kłamiemy, by ludzie nam wierzyli. Chcemy być wiarygodni, słuchani, prawda zaś jest niewiarygodna. Ona jakoś dziwnie nie pasuje do życia.

Czy oznacza to, że stawiamy kłamstwo wyżej niż prawdę? Moim zdaniem nie. Tylko, że tak wysoko nie wchodzimy – kłamstwo jest niżej. Prawdę widzi tylko człowiek wielki. To wymiar wertykalny problematyki kłamstwa. A horyzontalny? Lubimy nowinki. Prawda zaś jawi się jako stara znajoma z okresu dzieciństwa. A przecież lubimy podróżować, poznawać nowe miejsca…

Czy więc namawiam do wpatrywania się w niebo, zadzierania głowy, by wypatrzyć prawdę? Oczywiście, że nie. Sam lubię podróże, więc do podróży zachęcam, tylko trochę innej.

Znam ludzi, którzy od wielu miesięcy a nawet lat nie oglądają telewizji, przestali płacić za Internet, bo nie mają pieniędzy i czasu. Chcą jednak podróżować. Więc zamiast przesiadywać przed komputerem czy telewizorem starają się pracować (pozornie mało podróżując), by potem podczas wakacji gdzieś wyjechać, czegoś dotknąć, zasmakować.

Znam i takich, którzy godzinami oglądają telewizję, Internet jest ich prawdziwym i jedynym światem, płacą duże rachunki za korzystanie z tego wirtualnego świata. I nawet jeśli chcą podróżować, nie mają już pieniędzy.

Dotarcie do świata realnego, podobnie jak pojechanie na jakąś wyspę, wymaga wyrzeczeń i odwagi. Można sobie oglądać piękne fotki, uśmiechać się do komputera, popływać w myślach; tylko, że potem zostaje zwyrodnienie kręgosłupa, blada twarz i spuchnięte oczy. Podobnie z prawdą. Można wpatrywać się w jej odbicie, też cieszy, daje chwilową przyjemność, nawet zjednuje ludzi. Tylko, że kłamstwo cieszy na krótko, szczęścia nie daje nigdy, a relacje, które tworzy są płytkie.

Społeczeństwo oparte na fałszywym świadectwie szybciej zadowoli – „bezwysiłkowców” jest dużo więcej niż poszukiwaczy prawdy. I tak tworzymy koalicje, układy, szeroko pojęte towarzystwo. Tylko, że ciągle jesteśmy sami. Bo fałszywe świadectwo jest jak wakacje przed komputerem. Niby się je widzi, tylko nie można ich doświadczyć.

Jak rozpoznać kłamstwo? Na poziomie języka przez to, co w kłamstwo wprowadza – owe przedsionki kamstwa upodobnione do prawdy: a-, anty-. Mamy dzisiaj dużo słów zaczynających się w taki właśnie sposób.

Pomyślmy chwilę: jeśli matka jest zła, nie zaproponuje się antymatki. Jeśli ojczyzna jest zła, nie zaproponuje się antyojczyzny. Nawet na głupotę antygłupota nie jest lekarstwem.

Przejrzyjmy własne słownictwo, wyrażenia w mediach i te, których używają politycy. I spróbujmy sobie uświadomić, że pojęcia typu a… czy anty… nie miały w historii i ciągle nie mają większego sensu. Nawet gdy wygrywają wybory!

Verified by ExactMetrics