Znaleźć swoje miejsce w życiu

Wiele byśmy dali za ukazanie nam tego jedynego dla nas miejsca na ziemi. Właśnie dlatego sporą część życia poświęcamy na jego poszukiwanie. A kiedy niby znajdujemy, pośpiesznie nazywamy to powołaniem życiowym. I tak, dla jednego jest nim kapłaństwo, dla innego małżeństwo, są lekarze z powołania, nauczyciele…

Czy to jest jednak powołanie, czy to jest znalezienie naszego miejsca na ziemi? Przecież można być kapłanem, mężem, żoną, dobrym lekarzem, nauczycielem i po czasie stanąć w tym samym miejscu – to co robię, robię dobrze, ale nie jest to ciągle moje miejsce.

O co więc chodzi w tym znalezieniu własnego miejsca?

Kiedy naród wybrany był w niewoli czuł, że to nie jest właściwe miejsce. I Bóg wyprowadził Go z niewoli. Tylko, że naród myślał, że sama niewola była zła, a Bóg, że w niewoli trudno myśleć o Bogu. Potem Bóg prowadził naród przez pustynię. I kiedy wreszcie pustynia się skończyła, naród myślał, że sama pustynia była zła, a Bóg, że na pustyni trudno o systematyczne życie z Bogiem. Ale o dziwo, po czasie i w ziemi obiecanej naród przestał odkrywać swoje miejsce. I Bóg na nowo wprowadził Go w niewolę. Naród myślał, że to ziemia obiecana była zła, albo nie ta, Bóg, że naród nawet w ziemi obiecanej zapomniał o Nim.

Stary Testament ukazuje Boga, którego trzeba się bać. Miało to służyć pewnej dydaktyce przywiązania i szacunku. Ale człowiek szybko zinterpretował to inaczej. Skoro Boga nie można oglądać, to trzeba żyć tylko z mglistą Jego świadomością, jak w obłoku. Jest tylko jeden problem. Nie wpatrując się w Boga, nawet z pobożnego lęku, po czasie zaczyna się żyć tak, jakby Go nie było.

I tak – bez Boga – zaczyna się szukać swojego miejsca na ziemi. Jeśli się nie wypromujesz, nikt Cię nie zauważy, nie zatrudni, nie awansuje. I z tą ideą „wyścigu szczurów” faryzeusz zaprosił Jezusa na ucztę a my przychodzimy na Eucharystię. Rzut oka na stół, wychwycenie najbardziej godnego miejsca i próba usadowienia się jak najbliżej – jak w teatrze… życia.

Ale Kim jest ten Najważniejszy. Siada z chorymi, nie dla choroby, lecz dla nich, bo to jest ich miejsce w życiu na dany czas. Siada z biednymi, nie dla biedy, lecz dla człowieka, bo to jest jego miejsce na ziemi na dany czas. A Ci, którzy zajęli pierwsze miejsca, sztuczne, nie pokazujące ich życia? Ci, kiedy przyjdzie Bóg zostaną sami na ostatnich miejscach. Bo nagle będą najbardziej oddaleni od Boga. Nawet nie za pychę, nie za karę.

Tylko, że Bóg chciał przyjść do nich, i z nimi zasiąść do stołu, na ich miejscu. A oni zajęli miejsca sztuczne, szukając ciągle swojego miejsca. Bóg nie znalazł ich tylko dlatego, że szukał ich „u siebie” a oni w pogoni za swoim miejscem na ziemi, znaleźli lepsze miejsca przy stole, tylko że puste – bo bez Boga.

Znaleźć swoje miejsce… Poznaje się je wtedy, gdy człowiek nie musi już o nie walczyć, szukać, gdy na tym miejscu znajduje spokój. Spokój również dlatego, że mojego miejsca na ziemi nie będzie pragnął ani zazdrościł nikt inny. Ale nie tego miejsca, które chwilowo mam, lub o które walczę. Nikt nie będzie zazdrościł mi mojego życia, jeśli będzie prawdziwe. A wtedy i ja znajdę spokój i przestanę szukać. Bo prawdziwe miejsce jest tam, gdzie chce zasiąść ze mną Bóg. Wszelkie poszukiwanie lepszego, innego miejsca jest skazane na przegraną. Wcześniej czy później bowiem na tym miejscu zostanę sam i ono stanie się przerażająco ostatnie i puste.

Potrzeba odwagi, by przestać pisać i czytać

Jest już wieczór (to ważne).

W jednym z tygodników przeczytałem dzisiaj następujące zdanie: Spośród tradycyjnych sposobów odbioru kultury, czytanie jest jedynym, do którego człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie (Jacek Dukaj). Autor snuje swoje rozważania na temat przesunięcia akcentów z tekstu pisanego na tekst edytowany w edytorze tekstów, z pisania piórem na papierze do pisania na klawiaturze komputera, gdzie tekst ciągle jakby nie jest ostateczny.

Do czytania człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie, to prawda. Na pozór woli raczej słuchać, oglądać, mówić. Ale czy rzeczywiście? Czy woli mówić i słuchać? Zgodzę się z autorem tekstu w jednym: do czytania człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie, bo ze wszystkich sposobów komunikowania ono najmniej zagraża człowiekowi. I paradoksalnie, właśnie dlatego woli czytać. Bo czytając książkę, nawet jeśli niewiele rozumie, może udawać, że rozumie wszystko. Jeśli się nie zgadza, książkę można odłożyć, nie dokończyć czytania, zmienić, zastąpić.

Z żywym człowiekiem jest trudniej. Jeśli zrozumieliśmy go źle ma prawo skorygować nasze myślenie. Nawet brutalnie odstawiony może zapukać do drzwi i powiedzieć, że jego zdaniem sprawa wygląda inaczej. Żywy człowiek mobilizuje a jednocześnie odsłania prawdę o nas samych. Przed nim nie potrafimy się bronić jak przed książką.

Czytanie jest jedynym sposobem komunikowania, do którego człowiek nie został przystosowany ewolucyjnie Dlaczego więc ucieka w książki? Ucieka, gdyż łatwiej mu wtedy, gdy nie jest przekonany do swoich poglądów, czytanie zaś daje niezbędny dystans i mniej zobowiązuje. Czyta, gdy musi coś napisać, do czegoś się odnieść. Wie jednak, że i ten kto pisał, podobnie jak on,  też wolał skryć się za swoim tekstem, więc istnieje małe prawdopodobieństwo, że się z niego wyłoni, by zaatakować . Nie chodzi więc chyba o dylemat: papier czy edytor, pióro czy klawiatura komputera? Chodzi bardziej o wybór zaangażowania w komunikację: wirtualnie czy realnie?

Na klawiszach komputera, jak i piórem, można wystukać emocje, uczucia, czas spotkania, swoje przeżycia. To wszystko ma jednak sens, jeśli budzi w żywym czytelniku również emocje, uczucia, pragnienie spotkania, określone przeżycia. Jeśli jednak zarówno piszący jak i czytający dochodzą wyłącznie do tekstu, rodzi się pytanie: po co komu tekst, nieważne czy pisany piórem czy na komputerze. Ewolucja nie przystosowała nas do czytania, bo ze wszystkich sposobów komunikowania ono zagraża najmniej. Czytamy więc, pozornie rozwiązując własne problemy, a faktycznie czytamy, żeby mieć święty spokój. Żeby mieć pewność, że gdy obudzimy się rano bohaterów książki już nie będzie, będzie za to nasza dobrze nam znana rzeczywistość. Może nie najciekawsza, ale znowu przyjdzie wieczór i będzie można uciec w czytanie, do którego ewolucyjnie nie jesteśmy przystosowani. Ale powie ktoś, przecież są i odważniejsi – piszący. Różnica jednak między czytającym a piszącym jest taka jak różnica pomiędzy chorym na grypę pacjentem a chorym na grypę lekarzem.

Zamykam swój tekst, kładąc się spać. Bo chociaż pisanie i czytanie są wtórne w stosunku do rozmowy, i chociaż ewolucyjnie nie jesteśmy do nich przystosowani, mają jednak jeden zasadniczy plus – możemy w każdej chwili włożyć w usta bohatera słowa „Dobranoc Państwu”, możemy też dla pełności dopisać naszą odpowiedź „Dobranoc bohaterze”. I jakie to błogie uczucie mieć wrażenie, że wszyscy chcą iść spać.

Naprawdę, chciałbym się mylić

Krzyż został, przynajmniej na razie. Nie chcę oceniać żadnej ze stron, nie chcę też nikogo pozbawiać jego racji. W demokracji trzeba nauczyć się szanować innych. Jak to głupio brzmi, w demokracji. Przecież każdy wierzący tę lekcję powinien mieć zaliczoną nie z demokracji, lecz z Ewangelii. Może rzeczywiście wszystkich nas dopada już ta nowomowa i nowe myślenie.

Ale wracając do tematu, chciałbym się mylić, żeby moi czytelnicy mogli mi powiedzieć, a jednak chodziło tylko o krzyż. Jeśli mnie jednak intuicja nie zawodzi, za chwilę będzie problem Muzeum Powstania, potem wraku samolotu z katastrofy smoleńskiej, aż po powrót, już nie powodzi – lecz powodzian. Oczywiście nie dla nich, większość z nich zima zaskoczy pod gołym niebem.

Prawda, że mamy wiele spraw, że tych spraw trzeba bronić. Ale odnoszę wrażenie, że żadna z tych wielkich spraw nie osiąga swego finału, lecz służy interesom „po drodze”. Dobro wspólne ma to do siebie, że nie wystarczy, iż ma się na myśli dobro określonej tylko grupy ludzi. Zorganizowana grupa przestępcza też działa w imię dobra wspólnego, oczywiście ich.

Kiedy czyta się psalmy i szuka przedmiotu dobra wspólnego, jest on właściwie podwójny, trochę nawiązujący do przykazania miłości Boga i bliźniego. Jest nim chwała Boża i Pokój. Oby jedno i drugie nastąpiło w naszej Ojczyźnie i obym się mylił, niedowierzając w czystość intencji aktualnych obrońców dobra wspólnego.

Verified by ExactMetrics