Uprzejmie donoszę

Niedawno uczestniczyłem w ciekawej dyskusji dotyczącej „troski” o drugiego człowieka. Temat był podjęty w dość akademicki sposób, ale jego rozwiązanie okazało się mało akademickie. Było za to bardzo oparte na tzw. zdrowym rozsądku. Polegało na tym, że owa „troska” o drugiego wyraziła się w trosce o… siebie. I to takiej najbardziej egoistycznej. Dla pełności obrazu dodam – głęboko podszytej chrześcijaństwem.

                W czym jednak tkwił problem? Najpierw w rozumieniu odpowiedzialności. Bo co znaczy troszczyć się? Oznacza wziąć odpowiedzialność: za coś, przed kimś i w jakimś stopniu? Wydaje się, że chrześcijańska odpowiedzialność uczy wzięcia na siebie troski o dobro wspólne, którego istotnym elementem jest jednak dobro osoby. Nie muszę dodawać, że chodzi o osobę, której bezpośrednio „troska” dotyczy. Dopiero później może nastąpić element poszerzenia kręgu „troszczących się”. W przeciwnym razie troska przeradza się w donos, który ma na celu uspokojenie własnego sumienia i dobro… własne.

                W jednym z odcinków serialu „Plebania” rozmawia ze sobą dwóch księży. W pewnym momencie ten, na którego doniósł ów drugi, stawia mu pytanie: Dlaczego to zrobiłeś, nie mówiąc mi osobiście? Ten pełen troski odpowiedział: Nie chciałem, żeby ucierpiały na tym nasze relacje. Pokazuje to, że chcemy budować święte i zdrowe relacje, zapominając jednak, że do takich potrzebny jest zdrowy i święty człowiek. Inaczej nawet w słusznej sprawie troska o dobro przerodzi się w donos, jeśli pominie osobę zainteresowaną. Piszę o tym przed rozmową z osobą, która zainspirowała mnie do takich przemyśleń. Muszę zatem uczciwie dodać: Uprzejmie donoszę!

Verified by ExactMetrics